Napisałam do pani Zdanowskiej. Wiem, za długie, ale tak mi wyszło:
Szanowna Pani Prezydent,
Jestem wolontariuszką jednej z fundacji zajmujących się w Łodzi losem bezdomnych zwierząt, głównie- kotów. Zdecydowałam się napisać ten list, bo po raz kolejny w tym roku doszło do opóźnienia programu bezpłatnej sterylizacji. To podstawowy problem, pozwolę sobie omówić go w kilku punktach, starając się podsuwać także rozwiązania.
1.
Opóźnienie przetargu – interwencyjne sterylizacje OD ZARAZ Nie będę powtarzać oczywistych faktów – że gmina jest zobowiązana ustawowo do opieki, że opóźnienie wydawania bezpłatnych talonów to kolejne mioty niechcianych kociąt, które JUŻ zaczęły się rodzić i z każdym dniem będzie ich więcej. Jeśli przetarg jeszcze nie został ogłoszony, to przepisy Ustawy o Zamówieniach Publicznych nie pozwolą na rozstrzygniecie go przed ustalonym czasem, czyli jeszcze przez miesiąc nie będzie bezpłatnych talonów „z przetargu”. Dlatego należy bezzwłocznie uruchomić interwencyjne streylizacje w schronisku, do momentu rozstrzygnięcia przetargu. To w tej chwili najważniejsza decyzja, od której zależy, czy ilość bezdomnych kotów w tym roku uda się ograniczyć, czy też znowu będzie ich więcej.
2.
Bezpłatne sterylizacje – CAŁY ROK.Koty najintensywniej rozmnażają się wiosną. Ale sterylizować bezdomne koty można i trzeba bez względu na porę roku. Karmiciele i wolontariusze fundacji chwytają potrzebujące pomocy koty w okresie silnych mrozów (bo są chore), w czas poświąteczny, kiedy na ulicę wędrują nietrafione prezenty gwiazdkowe, w ferie zimowe, kiedy dla wielu ludzi najprostszym rozwiązaniem problemu „co zrobić z kotem” okazuje się wyniesienie do piwnicy, niech sobie radzi. Ograniczenie programu sterylizacji do kilku miesięcy w roku (w 2011 – maj-listopad) powoduje, że nie ma za co wysterylizować zwierząt złapanych poza ustalonym czasem. A sterylizować trzeba, bo jeśli złapany kot jest dziki, to drugi raz może już nie wejść do klatki-łapki, jeśli domowy – to po sterylizacji ma większą szansę na adopcję.
Dlatego jedynym czasowym ograniczeniem tegorocznej akcji sterylizacyjnej powinien być termin rozstrzygnięcia następnego przetargu na sterylizacje – czego należy dokonać nie później niż w styczniu 2013 r.! Na bezpłatne sterylki należałoby przeznaczyć więcej niż planowane170.000 zł z puli 500 000 zł, która UMŁ zamierza wydać na walkę z bezdomnością zwierząt.3.
Lecznice sterylizujące w ramach programu – muszą mieć warunki do prowadzenia AKCJI, a nie tylko warunki do sterylizacji.Jako wolontariusze ciągle borykamy się z problemem lecznic, które wygrały przetarg na bezpłatne sterylizacje, ale:
-
nie mają gdzie przetrzymać kota przed i po sterylizacji, albo mają jedną, stale zajętą klatkę, a kotki po sterylce powinny pozostawać pod opieką kilka dni, do częściowego wygojenia rany. Dzikich kotów nie mogą przechowywać po sterylizacji wolontariusze, czy karmiciele – nie mają na to warunków.
-
pracują kilka godzin dziennie i z góry umawiają termin np. na 2 tygodnie z góry, tymczasem kot dziki jakoś nie chce przyjąć do wiadomości, że powinien wejść do klatki łapki np. dokładnie 20 maja o 15.00... Tak można sterylizować koty domowe, ale nie wolnożyjące! W dodatku często lecznice życzą sobie dowiezienia kota np. przed południem – bo nie mają go jak przetrzymać (patrz wyżej), a koty najczęściej łapie się późnym wieczorem, wolontariusze pracują i nie dysponują czasem od rana, żeby dowieźć koty złapane przez karmicieli.
-
zapewniają sterylizację bez odpowiedniego zabezpieczenia w leki (antybiotyki, środki przeciwbólowe) po zabiegu.
Dostępność przynajmniej 14 godzin na dobę, także w soboty i niedziele (chociaż po kilka godzin!), możliwość przechowania w ramach akcji przynajmniej 5 kotów na raz, obowiązkowe podanie antybiotyków i leków przeciwbólowych po zabiegu - takie zapisy powinny znaleźć się w specyfikacji przetargowej! Nie może decydować tylko niska cena zabiegu!!!!!3.
W co łapać, czym dowozić – klatki łapki w UMŁ lub pieniądze dla fundacji na ich zakup.
Problem, w co złapać kota i jak go dowieźć do lecznicy od lat pozostawia się karmicielom i wolontariuszom. Tym drugim jest łatwiej – działają w grupie, zawsze ktoś ma samochód, ktoś kupił na własny koszt klatkę łapkę (ok. 400 zł) i transporter (ok. 60 zł). Karmiciele są w trudnej sytuacji, muszą znaleźć na własną rękę fundację, pożyczyć klatkę i transporter, potem je oddać – a przecież często są to starsze osoby, schorowane, nie korzystające z internetu (a więc trudniej im znaleźć adres czy telefon fundacji).
UMŁ mógłby przekazać pieniądze fundacjom na zakup klatek, podbieraków i transporterów. Mógłby też zakupić kilkanaście klatek i wypożyczać je karmicielom lub fundacjom – przy zakupie warto skorzystać z rad fundacji i nie kupować najtańszych, najgorszych klatek.
Przy wydawaniu talonów na sterylki można by podawać karmicielom ulotkę zawierającą adresy i telefony miejsc, w których mogą pożyczyć klatkę łapkę!4. Dowóz do lecznicy pewnie już z konieczności pozostanie po stronie karmicieli i wolontariuszy, ale też dlatego potrzebne jest
wyznaczenie w przetargu WIĘKSZEJ ilości lecznic, sterylizujących bezdomne zwierzęta. Bo to właśnie jest problem, z którym muszą się zmierzyć karmiciele – jak dostarczyć ciężki transporter z miotającym się wewnątrz dzikim kotem do odległej lecznicy, kiedy ma się 70 lat, nie posiada się samochodu ani pieniędzy na taksówkę, komunikacja miejska nie dojeżdża w pobliże lecznicy, a siły nie pozwalają na pieszą wędrówkę przez pół Łodzi.
Z naszych, fundacyjnych doświadczeń wynika, że lecznic sterylizujących bezpłatnie na talony powinno być 10 – po 2 w każdej dzielnicy.5. Tyle co do sterylizacji. Teraz kwestia
wydawania karmy. W artykule w portalu Nasze miasto
http://lodz.naszemiasto.pl/artykul/1302 ... e8ec,1,3,5
wspomniano o projekcie zakupu i wydawania karmy dla bezdomnych kotów. Karmę za 5
tys. zł miałyby wydawać karmicielom fundacje.
I tu od razu nasuwa się kilka uwag:
-
kto ma wydawać karmę. Zakładając , że będzie to karma najtańsza i zakupiona w dużych (tanich) opakowaniach, fundacje dostaną np. 1200 kg karmy w workach po 20 kg. Czyli będzie to 60 worków. Kto w fundacji ma te worki nosić, gdzie je przechowywać, kto je będzie rozważał po kilka kg dla karmicieli? Proszę nie zapominać, że wolontariusze pracują, po pracy opiekują się swoimi kotami własnymi i wziętymi na przechowanie, udzielają pomocy karmicielom, godzinami czatują łapiąc koty na sterylki, angażują się w adopcje (czyli rozsyłają setki ogłoszeń w internecie, wożą zwierzęta do nowych domów), jeżdżą z chorymi do weterynarza. Teraz mieliby jeszcze znaleźć miejsce na przechowywanie, ważyć karmę i wydawać, a potem rozliczać się z urzędem. Nie można zwalać na fundacje takich dodatkowych obowiązków.
Wydawanie karmy stanowczo powinno się odbywać w pomieszczeniu UMŁ
w godzinach rannych (wieczorem karmiciele karmią koty, nie mają czasu biegać
po karmę) przez pracownika UMŁ. -
kwota, przeznaczona na karmę. Dla moich bezdomnych kotów kupuję miesięcznie miedzy innymi worek karmy suchej (Whiskas, Kitekat) za ok. 100 zł. A mam pod opieką nie tak znów liczne stado ok. 10 osobników. Kwota 5000 zł pozwoli na zakup 50 takich worków. W przetargu, po promocyjnej cenie – może 60. Czyli miesięcznie – do wydania będzie 5 worków! Dla kogo to starczy? Ile kotów zdołamy nakarmić? Suma na dokarmianie jest po prostu śmiesznie mała. Należałoby ją zwiększyć przynajmniej 10-krotnie!
50 000 zł – to już byłoby 50 worków, czyli większość karmicieli mogłaby otrzymać karmę dla swoich mruczków. - ważne będzie jednak, aby nie była to karma najtańsza. Lepiej kupić trochę mniej karmy lepszej, niż wydać pieniądze – jak to zwykle bywało dotąd – na najgorszą bezwartościową karmę, której nawet głodne koty nie chcą jeść. To są po prostu wyrzucone pieniądze. W tej sprawie
warto zasięgnąć rady wolontariuszy fundacji, mających doświadczenie w dokarmianiu. Potrafią na pewno wskazać, jakie warunki wprowadzić do specyfikacji przetargowej, aby nie być zmuszonym do zakupu najgorszego śmiecia, po którym koty chorują.
6. UMŁ powinien pamiętać, że karmiciele i wolontariusze fundacji są po tej samej stronie barykady w walce z bezdomnością zwierząt. Chętnie wesprą gminę i jej urzędników, ale chcieliby być traktowani jak sprzymierzeńcy, a nie jak niepożądani petenci, zawracający głowę swoimi pretensjami i nieuzasadnionymi żądaniami. Urzędnicy UMŁ powinni realizować ustawowe zadanie gminy, jakim jest opieka nad bezdomnymi zwierzętami i próba ograniczenia ich ilości. Nie muszą jednak być wielbicielami kotów i psów, ale nawet jeśli je lubią, nie muszą znać niuansów opieki nad nimi w skali masowej. Karmiciele i wolontariusze maja często pod opieką kilkanaście albo kilkadziesiąt zwierząt i to oni wiedzą, co trzeba zrobić, aby nasze działania w kierunku ograniczenia populacji dzikich kotów przynosiły szybkie efekty. Dlatego tak ważne są wzajemne, regularne kontakty – myślę, że należałoby je jakoś zinstytualizować, np.
powołać komitet czy radę ds. walki z bezdomnością zwierząt, w skład której weszliby przedstawiciele fundacji i urzędnicy Wydziału Ochrony Środowiska. Rada spotykałaby się np. raz w miesiącu, była forum wymiany doświadczeń i wypracowywałaby najlepsze rozwiązania dotyczące spraw zwierząt.
Przepraszam za długość tego listu i dziękuję, jeśli został przeczytany. Nie chodzi mi o oficjalną odpowiedź – chciałabym raczej, aby podjęto działania w kierunku poprawy opieki nad bezdomnymi zwierzętami, a szczególnie – umożliwienia ich bezpłatnej sterylizacji
od zaraz.