No cóż. Właśnie wrociliśmy z Pilaszkowa.
Widzieliśmy kocurka burego, z białymi dodatkami typu krawat, oswojonego, bez ogona z czymś dziwnym pod (wypadający odbyt?). Prawdopodobnie był to Kot Maciek. Wyglądał nie tak źle, jak na bezdomnego kota (był dość korpulentny). Trochę nieufny, ale przez chwilę pozwolił się pogłaskać.
Przywitał się z nami, po czym zniknął nam w okolicach budynku, zupełnie nieoczekiwanie (czyli jednak kryjówka?).
W recepcji poinformowano nas, że koty są dokarmiane, pani pokazała worek suchej karmy. Podobno mają też schronienie przed zimnem. Podobno też część kotów jest wykastrowana (uwaga: nie mam rozeznania, opieram się tylko na usłyszanych relacji) Nie było reakcji typu: "Koty? same problemy, przeszkadzają, jest ich za dużo, zabierajcie je stąd i to już". No, ale może wyglądaliśmy tak groźnie (zwłaszcza mpogorzelski

) że pani obawiała się, powiedzieć nam wprost, że kotom źle się dzieje. Druga opcja: koty nie mają tak tragicznie i nie są niepożądanymi mieszkancami ośrodka.
Nie było dziś niestety Pani Dyrektor, z uwagi na święto (z tego co powiedziała pani w recepcji, pani Dyrektor jest najlepiej zorientowana w sytuacji kotów i to ona podejmuje decyzje - więc bez jej zgody, ani rusz, nie można było zabrać kocurka). Zostawiłam swoje namiary - mam nadzieję, że pani Dyrektor zadzwoni, a jeżeli nie, to ja spróbuję ustalić co dalej.
Dobrze byłoby go zabrać do weta - niestety oficjalnie nie pozwolono nam na żadne kocie ruchy.
A tak ogólnie cieszę się, że powstał ten wątek. Bo często dzięki takim wątkom często informacja idzie w świat i kotom zaczyna się dziać lepiej.
Niestety, wygląda na to, że pani karmicielka, do której mieliśmy namiary wycofała się ze współpracy.
No i nie widzieliśmy innych kotów, ale trochę głupio było myszkować po terenie ośrodka bez pozwolenia pani Dyrektor.