Kotek... [*] ;(

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw paź 21, 2010 22:34 Re: Kotek... [*] ;(

Agn pisze:Piccolo - ale dokładnie tak samo kot z wypadku, który spowodowała occhiverdi będzie ją prześladował do końca życia. Czy wyrażając oburzenie na jej postępowanie, chcesz ukarać samą siebie za tamtą sytuację z Maroka? Przecież też nic nie zrobiłaś.


W którym momencie wyraziłam oburzenie na postępowanie occhiverdi??????????????????????????????????????????????????????????????????

Wątek ten posłużył mi jedynie do tego aby opisać historię która się przytrafiła i z która nie mogę sobie poradzić.

Nie oceniam.

Tak jak Ty teraz oceniłaś mnie.

Żałuję że się wpisałam.

piccolo

Avatar użytkownika
 
Posty: 5781
Od: Czw kwi 03, 2008 12:39
Lokalizacja: Warszawa

Post » Czw paź 21, 2010 22:40 Re: Kotek... [*] ;(

piccolo pisze:
Agn pisze:Piccolo - ale dokładnie tak samo kot z wypadku, który spowodowała occhiverdi będzie ją prześladował do końca życia. Czy wyrażając oburzenie na jej postępowanie, chcesz ukarać samą siebie za tamtą sytuację z Maroka? Przecież też nic nie zrobiłaś.


W którym momencie wyraziłam oburzenie na postępowanie occhiverdi??????????????????????????????????????????????????????????????????

Wątek ten posłużył mi jedynie do tego aby opisać historię która się przytrafiła i z która nie mogę sobie poradzić.

Nie oceniam.

Tak jak Ty teraz oceniłaś mnie.

Żałuję że się wpisałam.


Przepraszam.
Pomyliłam nicki :oops: . Myślałam, że już się wypowiedziałaś w tym wątku.
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Czw paź 21, 2010 23:08 Re: Kotek... [*] ;(

Agn pisze:Kiedy ludzie są umierający i cierpią z tego powodu nikt jakoś nie uważa, że 'powinien się przemóc' i skrócić im cierpienia.

Ja jestem za eutanazją, ale w Polsce jest zakazana, jak na razie.

I jednak nie porównywałabym cierpienia zwierząt do cierpienia ludzi.
Ale to jest OT w tym wątku.
abluo ergo sum

Beliowen

Avatar użytkownika
 
Posty: 55549
Od: Czw lis 25, 2004 11:33
Lokalizacja: 52°04′N 21°01′E

Post » Pt paź 22, 2010 0:09 Re: Kotek... [*] ;(

Occhiverdi - strasznie mi przykro!!! (mam nadzieję, że zajrzysz tu jeszcze i to przeczytasz...).
Sama nie wiem, naprawdę nie wiem, co bym zrobiła na Twoim miejscu (w syt., gdy do weta daleko) - pewnie bym siadła i zalała się łzami. I... czekała?
Bo co?
Dobić kota, tak? Wziąć scyzoryk i poderżnąć mu gardło, czy może rozjechać go tym autem jeszcze raz, tylko że tym razem z premedytacją, świadomie? Albo własnymi rękoma udusić?

Nie, nie potrafiłabym.

Trzymaj się, dokarmiaj inne kotki... i nie przejmuj tym, co Ci tu piszą.
Rozumiem też to, że szukałaś wsparcia na tym forum. Ale chyba nienajlepszy to pomysł...

daggie

 
Posty: 1253
Od: Sob cze 19, 2010 15:16
Lokalizacja: Kraków/Częstochowa

Post » Pt paź 22, 2010 1:21 Re: Kotek... [*] ;(

Agn, a ja zrozumiec nie umiem.... bo wszystko, ale nie stac i patrzec na cierpienie... straszne pewnie, i bardzo długie.... wszystko, tylko nie nic.....
Nie wiem co bym zrobiła ja - czasami są sytuacje, kiedy przepisy nie powinny stac ponad tym, co nazwalabym 'humanitaryzmem', jakkolwiek groteskowo ta nazwa moze brzmiec, zwlaszcza jak sie jezdzi do schroniska.. :roll: Pewnie zacisnelabym zęby i zakonczyla je.... Szybka śmierc jest lepsza,niz 1,5 godziny tortur...
I ja po prostu tego cierpienia niewinnego zwierzęcia nie mogę zrozumiec.
I tak, chcialabym zeby oszczędzono mi podobnych zwierzen - dlaczego i ja mam sie dolowac za cos, czego nie zrobilam... widzialam juz koty potrącone przez samochod, widzialam jak je usypiano, naprawde zbyt duzo widuje okrucienstwa na codzien, zeby jeszcze dobijac sie czytajac o masakrze, o jakiej napisala autorka chcąc sobie ulzyc... Bez względu na to, ile robi dla dobra zwierząt - nie ma chyba osoby, ktora nie popelnila bledu, ja tez mam na sumieniu zwierzeta, i musze z tym zyc, choc czasami jest trudno jak diabli....

Never

 
Posty: 9924
Od: Czw lis 29, 2007 23:22

Post » Pt paź 22, 2010 1:48 Re: Kotek... [*] ;(

daggie pisze:Dobić kota, tak? Wziąć scyzoryk i poderżnąć mu gardło, czy może rozjechać go tym autem jeszcze raz, tylko że tym razem z premedytacją, świadomie? Albo własnymi rękoma udusić?

Obudzić miejscowego weta.
To tylko ja,
Tż Gretty
:cat3: Kot. Nie dla idiotów!

Gretta

Avatar użytkownika
 
Posty: 35235
Od: Wto lip 18, 2006 12:53
Lokalizacja: "wesołe miasteczko" (Trybunalskie)

Post » Pt paź 22, 2010 9:13 Re: Kotek... [*] ;(

Greta_2006 pisze:
daggie pisze:Dobić kota, tak? Wziąć scyzoryk i poderżnąć mu gardło, czy może rozjechać go tym autem jeszcze raz, tylko że tym razem z premedytacją, świadomie? Albo własnymi rękoma udusić?

Obudzić miejscowego weta.


Greto, `miejscowego` - z tego, co zrozumiałam - nie było. Rozważanie, czy occhiverdi powinna jechać z umierającym kotem gdzieś daleko, w poszukiwaniu weta, o którym nie wie, jest rozważaniem nad tym, jak umierający kot spędziłby ostatnie półtorej godziny życia. Ja wcale nie jestem taka pewna, znając sytuację jedynie z opisu occhiverdi, czy jeżdżenie z tym kotem byłoby dla niego lepsze, bo dla occhiverdi byłoby pewnie lepsze pod względem oceny tu na forum - `jechała, ale nie dojechała, ale się starała` - z perspektywy kota niczego finalnie by to nie zmieniło, umierałby w takich samych cierpieniach, tylko tylko, że `w drodze`.

Never, nie sądzę, żeby to chęć epatowania Ciebie, czy mnie, czy wszystkich nas tutaj, była powodem założenia tego wątku. Wg mnie raczej chodziło o wyrzucenie z siebie nadmiaru emocji związanych z trudnymi przeżyciami. Nie od razu - poszukiwanie rozgrzeszenia. Wpadek był wypadkiem, tak, czy inaczej, zawinionym przez occhiverdi, ale gdzie miała się z tym poczuciem winy udać, jak nie do ludzi, dla których cierpienie zwierzęcia jest czymś realnym i ważnym?

Natomiast przyklaskiwanie sugestiom Zosi, o `samodzielnym i własnoręcznym skróceniu cierpień` uważam za niedopuszczalne. Niezwykle rzadko piszę na tym forum, że czegoś nie powinno się pisać, ale jeśli cokolwiek niesie za sobą realne zagrożenie, że przeczyta to ktoś `nowy, nieobyty i nieuświadomiony` - to właśnie takie sugestie. Wolę, żeby ludzie przychodzili tu się wypłakać z powodu własnej bezsilności i poczucia winy, niż żeby pisali w poczuciu, że znajdą zrozumienie dla `własnoręcznego załatwienia kwestii cierpienia zwierzęcia`.
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Pt paź 22, 2010 9:38 Re: Kotek... [*] ;(

Dla porządku, ja nie obwiniam o nic założycielki wątku. Naprawdę współczuję! Podzieliłam się własnym doświadczeniem, bo - jak pisałam - do dziś to we mnie siedzi...
Obrazek
UWAGA - Angalia to IKA 6 (na FB Krystyna Kowalska) nie wysyłajcie kotów!!!
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=117164

Zofia.Sasza

 
Posty: 15958
Od: Wto wrz 09, 2008 15:02
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt paź 22, 2010 9:58 Re: Kotek... [*] ;(

Beliowen pisze:
Agn pisze:Kiedy ludzie są umierający i cierpią z tego powodu nikt jakoś nie uważa, że `powinien się przemóc` i skrócić im cierpienia.

Ja jestem za eutanazją, ale w Polsce jest zakazana, jak na razie.

I jednak nie porównywałabym cierpienia zwierząt do cierpienia ludzi.
Ale to jest OT w tym wątku.


Beliowen - nie chodziło mi o porównanie cieprienia.
Ludzie, gdyby eutanazja była dopuszczalna, podejmowaliby tę decyzję albo świadomie i samodzielnie [w sensie `dobij mnie - nie chcę tak żyć`], albo też podejmowałaby tę decyzję osoba `uprawniona` w jakimś sensie do wykonania pewnych działań i przy użyciu określonych metod. I pod tym względem eutanazja ludzi, czy zwierząt nie różniłaby się.
I pod tym względem, w obu tych przypadkach `wymuszanie` niejako przełamania mocno uwewnętrznionego przymusu kulturowego tabu: `nie będziesz zabijał`, jest wg mnie tak samo niedopuszczalne. Zawsze powtarzamy tu na forum - decyzję o eutanazji podejmuje się we współpracy z lekarzem. I to on niejako podaje nam podstawy do takiej decyzji. Nie wspominając już o metodach, jakimi tę eutanazję się wykonuje.

I abstrahuję tu od sytuacji ekstremalnych, takich, jak ta, o której pisze Zosia. Piszę w odniesieniu do sugestii, jakie zostały zawarte w niektórych wypowiedziach, że w takich sytuacjach ekstremalnych powinno się skrócić cierpienia `własnoręcznie`.
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Pt paź 22, 2010 10:03 Re: Kotek... [*] ;(

Podstawowa sprawa - wjeżdżam na podwórko pełne kotów. Co robię? Najpierw wysiadam z samochodu i "oczyszczam" drogę. Sprawdzam, czy mogę wjechać bezpiecznie. To podstawa. Nie jadę spokojnie w nadziei, że zdążą uciec.

vega013

 
Posty: 14686
Od: Czw lut 22, 2007 20:00
Lokalizacja: Warszawa Radość

Post » Pt paź 22, 2010 10:14 Re: Kotek... [*] ;(

Agn pisze:Haniu - sama piszesz, że nie wiesz, czy potrafiłabyś TO zrobić, a jednocześnie oburzasz się, ze autorka wątku TEGO nie zrobiła?

Nie oburzam się, że autorka wątku TEGO nie zrobiła. Oburzam się, że patrzyła na cierpiącego zwierzaka, analizując przy tym własne uczucia, zamiast skrócić jego cierpienie - opiekując się kotami, z pewnością ma weta, do którego jeździ. Co stało na przeszkodzie, żeby zadzwoniła po pomoc? Nie musiałaby ciągnąć do weta umierającego kota. W takiej sytuacji weta wzywa się do domu. Ja bym tak zrobiła.

vega013

 
Posty: 14686
Od: Czw lut 22, 2007 20:00
Lokalizacja: Warszawa Radość

Post » Pt paź 22, 2010 10:17 Re: Kotek... [*] ;(

vega013 pisze:Podstawowa sprawa - wjeżdżam na podwórko pełne kotów. Co robię? Najpierw wysiadam z samochodu i "oczyszczam" drogę. Sprawdzam, czy mogę wjechać bezpiecznie. To podstawa. Nie jadę spokojnie w nadziei, że zdążą uciec.


Haniu, pewnie masz rację.
Jednak popełnianie błędów, również z tak tragicznymi skutkami może zdarzyć się każdemu z nas.
Occhiverdi przyznała się do ogromnego poczucia winy. Następnego takiego razu zapewne nie będzie.
I ta kwestia jest dla mnie jakby bezdyskusyjna - zawiniła.

Jednak, nie wiem, ale jakoś tak przygnębiły mnie i zbiły z tropu dalsze rozważania odnośnie tego, czy ktoś ma lub nie ma prawa, do takiego a nie innego sposobu dzielenia się z innymi swoim poczuciem winy, przyznaniem się do błędu i wypłakania się publicznie ze swoich emocji.
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Pt paź 22, 2010 10:19 Re: Kotek... [*] ;(

Podpisuję się pod wszystkim co tu napisała Agn. Niestety nie wszystko na świecie przewidzimy, niestety zdarzają się najróżnejsze sytuacje.
Że napisała? Widocznie tego potrzebowała. Jedni potrzebują być sami, inni podzielić się z kimś, wyrzucić to z siebie. Wcale nie wykluczone, że w otoczeniu najbliższym nie znalazłaby całkiem zrozumienia, no bo to "tylko" kot - znacie to?
Stało się i bardzo współczuję. Tak jak i Tobie, Zosiu. I wszystkim, którzy napisali w tym wątku o swoich tragicznych doświadczeniach.
Jakoś nie mam wrażenia, że autorka wątku siedziała i pławiłła się w analizowaniu swoich uczuć.
Jakoś mi źle gdy czytam część postów tutaj.

Anka

 
Posty: 17254
Od: Sob mar 08, 2003 21:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Pt paź 22, 2010 10:25 Re: Kotek... [*] ;(

I podkreślam - ja NIKOGO nie namawiam, żeby robił to co ja. I nikomu takiej sytuacji nie życzę. Do dziś mam tę kotkę przed oczami...
Obrazek
UWAGA - Angalia to IKA 6 (na FB Krystyna Kowalska) nie wysyłajcie kotów!!!
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=117164

Zofia.Sasza

 
Posty: 15958
Od: Wto wrz 09, 2008 15:02
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt paź 22, 2010 10:44 Re: Kotek... [*] ;(

Agn pisze:Rozważanie, czy occhiverdi powinna jechać z umierającym kotem gdzieś daleko, w poszukiwaniu weta, o którym nie wie, jest rozważaniem nad tym, jak umierający kot spędziłby ostatnie półtorej godziny życia. Ja wcale nie jestem taka pewna, znając sytuację jedynie z opisu occhiverdi, czy jeżdżenie z tym kotem byłoby dla niego lepsze, bo dla occhiverdi byłoby pewnie lepsze pod względem oceny tu na forum - 'jechała, ale nie dojechała, ale się starała' - z perspektywy kota niczego finalnie by to nie zmieniło, umierałby w takich samych cierpieniach, tylko tylko, że 'w drodze'.

A ja nie rozumiem takiego postępowania.
Być może dla tego kota nie było "lepszego" rozwiązania.
Jednak chyba nie dałabym rady czekać aż problem "sam się rozwiąże".
Półtorej godziny to mnóstwo czasu.
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: kasiek1510, Talka i 44 gości