Greta_2006 pisze:daggie pisze:Dobić kota, tak? Wziąć scyzoryk i poderżnąć mu gardło, czy może rozjechać go tym autem jeszcze raz, tylko że tym razem z premedytacją, świadomie? Albo własnymi rękoma udusić?
Obudzić miejscowego weta.
Greto, `miejscowego` - z tego, co zrozumiałam - nie było. Rozważanie, czy occhiverdi powinna jechać z umierającym kotem gdzieś daleko, w poszukiwaniu weta, o którym nie wie, jest rozważaniem nad tym, jak umierający kot spędziłby ostatnie półtorej godziny życia. Ja wcale nie jestem taka pewna, znając sytuację jedynie z opisu occhiverdi, czy jeżdżenie z tym kotem byłoby dla niego lepsze, bo dla occhiverdi byłoby pewnie lepsze pod względem oceny tu na forum - `jechała, ale nie dojechała, ale się starała` - z perspektywy kota niczego finalnie by to nie zmieniło, umierałby w takich samych cierpieniach, tylko tylko, że `w drodze`.
Never, nie sądzę, żeby to chęć epatowania Ciebie, czy mnie, czy wszystkich nas tutaj, była powodem założenia tego wątku. Wg mnie raczej chodziło o wyrzucenie z siebie nadmiaru emocji związanych z trudnymi przeżyciami. Nie od razu - poszukiwanie rozgrzeszenia. Wpadek był wypadkiem, tak, czy inaczej, zawinionym przez occhiverdi, ale gdzie miała się z tym poczuciem winy udać, jak nie do ludzi, dla których cierpienie zwierzęcia jest czymś realnym i ważnym?
Natomiast przyklaskiwanie sugestiom Zosi, o `samodzielnym i własnoręcznym skróceniu cierpień` uważam za niedopuszczalne. Niezwykle rzadko piszę na tym forum, że czegoś nie powinno się pisać, ale jeśli cokolwiek niesie za sobą realne zagrożenie, że przeczyta to ktoś `nowy, nieobyty i nieuświadomiony` - to właśnie takie sugestie. Wolę, żeby ludzie przychodzili tu się wypłakać z powodu własnej bezsilności i poczucia winy, niż żeby pisali w poczuciu, że znajdą zrozumienie dla `własnoręcznego załatwienia kwestii cierpienia zwierzęcia`.