Wlasnie wrocilismy od p.Uli
Lunek mial byc na czczo wiec jak tylko wszedl do domu, poszedl do miseczki i zjadl kilka chrupek

potem dolozylam mokre i tez jeszcze troche skubnal. Ucieszylam sie strasznie, bo ostatnio praktycznie nie jadl, chociaz podstawialam mu miseczke pod pysio
Sama wizyta...Bylam tak strasznie zdenerwowana ze az mi sie rece trzesly i glos drzal. To chyba dlatego ze od tygodnia zylam nadzieja na ta wizyte. Tak strasznie chcialam byc dobrze przygotowana,rzeczowa....
Tymczasem z tego zdenerwowania chyba wyszlam na totalna idiotke
Kochana p. Ula na szczescie jednak bardziej zajeta byla Lunkiem niz podziwianiem trzesacej sie zalosnej kupki nieszczescia
Artystycznie wrecz pobrala Luniaczkowi krew (ma straszne zrosty, krwiaki...) i bardzo sprawnie zrobila zastrzyki i kroplowke.
Po obejrzeniu go stwierdzila ze najlepiej nie jest

ale z pewnoscia tylko te dwa wyniki to nie bylo wskazanie do uspienia od razu!
To, czego nie udalo sie zrobic, to zlokalizowanie guzka

Mam za zadanie do jutra nauczyc sie go szybko znajdowac.
To wlasciwie tyle co mogla nam powiedziec dzisiaj, bez badan.
Trudno bylo jej uwierzyc, ze wet mogl mi odradzic szczepienia ale naprawde tak bylo!!! W ogole czulam sie winna ze sporo zaniedbalam...wciaz czuje sie winna.....
To tyle na razie. Wciaz jestem zdenerwowana (bo jeszcze ta paskudna pogoda) ale wierze ze p. Ula dobrze zajmie sie Lunkiem i zrobi wszystko, aby mu pomoc. Tak mi zreszta sama powiedziala!
A i Lunkowi sie chyba spodobala: bardzo cierpliwie zniosl wszystkie zabiegi kolo niego, co wiecej, o czym pisalam na poczatku, sam troche zjadl
Wiec staramy sie oboje byc dobrej mysli i coz.... jutro znowu...