1969-dzwoniłam,pytałam w sprawie tej koty,nic nikt nie wie,ale mają mieć oczy otwarte.
Uff. Bosko, że ktoś pokombinuje plakat. Jakby były potrzebne fotki obejrzyjcie galerię wyadoptowanych kotkowa - jak się któryś spodoba to podeślę w lepszej rozdzielczości... Mój mąż ma "pomysł na zdjęcie" na plakat - mały kic w skarbonce. Ale do tego potrzeba a/małego cierpliwego kota b/ pustej skarbonki...
A pieniążki i owszem, potrzebne.... Wczoraj przyjechała klatka. Fajoska. CO nie zmienia faktu że z przesyłką 194zł...Dziś szczepienie dzieciaczków Jani i Szałwii....
Się działo z tą klatką - zespół ekspertów (eksperci na stanowisku sędziowskim widoczni są na zdjęciu nr 1):
za pomocą "kota doświadczalnego" (jak myślicie, kogo moje kocie chłopaki chciałyby zamknąć tam na wieki ???) , jednogłośnie wydelegowanego do osobistego sprawdzenia nowego nabytku, pozytywnie ocenił bezpieczeństwo, funkcjonalność i jakość wykonania klatki. Po dodatkowej zewnętrznej kontroli, połączonej z drażnieniem "kota doświadczalnego" eksperci dopuścili klatkę do użytkowania - na zdjęciu nr2 proces drażnienia przy użyciu niezawodnego narzędzia - Szczotki
Byłam tez wczoraj u p. Danusi by ocenić jakość kota którego "powinno się uśpić bo mu zimno"

To dzieciaczek jeszcze. Bardzo grzeczny. Chyba w szoku...
Taki model:
Dziś byłyśmy z Szałwią w lecznicy. Dzieciaczki Jani - genialne. Zwłaszcza Boluś (ten z atramentowym ryjkiem) Dawno nie widziałam takiego luzaka. Mruczy, nawet w zamknięty w transporterze. Patrzy w oczy lekarzowi i mruczy. Dostaje zastrzyk i ... mruczy. Głuptasek
O taki śliczny:
A to Brutusek - już jest grzeczny
Potem pojechałyśmy z Beatką zawieźć jej Tri na okazanie. Pani prze telefon nie brzmiała tak źle, żeby jej odmówić i nie na tyle dobrze, żeby ododdać jej piękną Tri z mieszkania Beatki.
Tri chyba czuła pismo nosem - ganiałyśmy się z 15 min zanim pozwoliła się spakować. A na miejscu - totalna masakra. Tj dom tuż przy ul Kopernika i aktywny, krzykliwy trzylatek. Pani uważa że więzienie kota w domu to zbrodnia i kot MUSI wychodzić (nie, na pewno nie wpadnie pod samochód, nauczy się

) Może gdyby nie ta ulica to kicia mogłaby zostać bo dom duży i miałaby się gdzie schować. Ale ona powinna mieć spokojniejsze miejsce... Generalnie paniom się bardzo podobała a panie nam o wiele mniej. Więc kicia wróciła do Beatki. I nawet nie kłamałysmy, że kicia źle się czuje i takie tam. Po prostu nie - bo szkoda jej pod samochód. Niestety - obawiam się, że wezmą innego kota, którego obdarują upragnioną wolnością (na jakieś no, optymistycznie - 2 tygodnie) zanim nie wpadnie na pomysł, żeby sprawdzić co jest po drugiej stronie Kopernika. Ale przecież jest tyle kotów
Potem jeszcze pojechałam do państwa na Witosa - p.Mirek pomógł im dziś łówić kociaki. Niestety - mega niechętne do współpracy. Złapałą się tylko 1 kicia. I weż tu ufaj ludziom - zarówno oni jak i p. Mirek wycenili ją na 2 mce. Tymczasem ma na pewno ponad 3. I genialne futro - jak miś polarny. I kolor - popielaty,z rudym maźnięciem na buźce. Przepiękna...Oby tylko nie zmasakrowała Nakashy...
1969 natomiast dziś pełzała po garażu pewniej pani na Krętej

Pani ma tam resztki kotków Jurowieckich - tj ostatniego czarnulka. Były tam jeszcze dwa, ale jak posiedziały w domu i się ucywilizowały to się oddały. Jakby wedle rady wzięła go do łazienki to dawno już by się oddał. A tak - siedzi biedak 2 mce w garażu i dalej dziki

Mam nadzieję, że perswazja Uli pomoże...