Nie wiem na ile można powiedzieć konkretnie o tej sytuacji w szpitaliku.
W ogóle to powinien być chyba jakiś wątek o leczeniu szpitalnym, bo czasem jest to naprawdę chyba gorsze wyjście niż życie na wolności
Wiem, że lekarze są zarobieni po pachy. Jeśli jednak nie ma się czasu, możliwości czy ochoty przyjmowania zwierząt i DOPILNOWANIA ich stanu zdrowia to lepiej ich nie przyjmować.
Wiem, że w tej sytuacji potrzebna by była jakaś porządna interwencja, ale problemem jest pewnie to, że człowiek sam na siebie bat ukręci - dana klinika już nigdy wiecej nie przyjmie zwierzęcia, bo się "obrazi"...
Naprawdę mam mieszane uczucia, ale wiem od innych forumowiczów, że i inne kliniki są takie sobie pod względem leczenia szpitalnego. (a może jest już taki watek? poszukam)
Żeby jednak dodać coś optymistycznego:
Na Bielanach w piątek złapała się jedna kocica. Do sterylki.
