Wizyta u weta była przede wszystkim dłuuuga. W gabinecie dobrą godzinę spędziliśmy. Dobrze, że nie było pacjentów, bo by mnie chyba zlinczowali po wyjściu
No ale tak to jest, gdy się idzie z 9 chorych kociaków...
Piątka Starszaków po odrobaczeniu we wtorek zaczęła robić dalej niż widzi i biegunka wciąż się utrzymuje. Nie wyobrażacie sobie nawet ile naturalnego nawozu na dobę jest w stanie wyprodukować piątka takich ledwie dwumiesięcznych maluchów... ściera to mi do ręki przyrosła, bo gówniarze obraziły się z kuwetą i robią wszędzie, byle nie do niej.
Temperatury nie mają, są baaardzo żywotne (oj, moje biedne firanki...) tylko ta biegunka... dostały cały zestaw zastrzyków (betamox, catosal, witaminy i coś, czego się za cholerkę doczytać nie mogę

) i dopaszczowo Provite paste. A do domu metronidazol.
Czwórka Smarkaczy też beztemperaturkowa, zasmarkani tylko są okropnie. Acha, no i potwierdziły się moje przypuszczenia. Wcześniej płeć była źle rozpoznana i tak: biało - rudy - chłopak (bez zmian), tri - dzieczynka (bez zmian), pręgusek - chłopak i rudas - chłopak. Dostały po dwa zastrzyki (niestety nie wiem co, bo książeczki będa dopiero pod koniec tygodnia) i scanomune do podawania w domu.
Kochana wetka skasowała mnie tylko za same leki i zapłaciłam 34 zł.
A jutro znów wizyta bo Kati wciąż nie moge wytępić tego paskudnego świerzba..

. Tak więc wszytsko chore
