Przyjaźń między rezydentem a nowym kotem - jak długo czekać

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt wrz 08, 2006 9:45

U mnie w zasadzie obeszło sie bez bólu przy dostawach nastepnych kotów.

Pierwszy był Franek bardzo malutki z kocim katarem i prawie umarty. Gdy był już u nas rok pojawił się Zuzek- znaleziony na ulicy przez młodszego syna. Przywitanie było natychmiastowe, lizanie i przytulanie.

Ponieważ u nas co rok to prorok a więc znowu po roku pojawił się Kazik - odebrałam go narkomance siedzącej na schodkach na moim podwórku. On był naprawdę maleńki. Nie widziałam jeszcze takiego maleństwa. Karmiłam go przez 1,5 miesiąca strzykawką. Ponieważ był tak maleńki to spał w kartonie - przykryty kocykiem a Franek i Zuzek bez przerwy go obwąchiwały. Przy tym trzecim dokoceniu poszło ja po masle ponieważ on był tak malutki, że aż starsze nie mogły na niego prychać (chyba o tym wiedziały)

Jak juz raz wsponiałam co ro to prorok. W tym roku w lecie pojawił się Tolek. Urodził się w piwnicy mojego bloku. Kocia rodzina dokarmiana była przez cały czas przez moją koleżankę. Mama została po odchowaniu 3 małych wysterylizowana a małe trafiły do domków zastępczych a potem porozchodziły się po świecie. Tolek trafił do mnie i tu był największy problem. Kazik ten najmniejszy od narkomanki mający już teraz rok. Prychał, darł się i machał łapkami, nawet nie chciał koło gościa jeść. Ale trwało to dokłandie 3 dni. Teraz to para największych przyjaciół-żyć bez siebie nie mogą.

Ale, ale to jeszcze nie koniec. Po dwóch miesiącach bytności małego Tolka czyli miesiąc temu, koleżanka Ania, która dokarmia dzikie koty znalazła na terenie Politechniki w swoim dzikim stadku biednego kota,. Był tak chudy, że nawet lekarze dziwili się, ze jeszcze żyje. Do tego nie chodził na dwie tylne łapy. Cały biały z ciemnym ogonem. Zajęłyśmy się nim- ma na imię Stefan. Przyniosłam go oczywiście do domu. Przed operacją powłóczył tylnymi łapkami ale przemieszczał się jakoś. Koty moje bardzo zainteresowane ale nie dokuczały mu. On natomiast strasznie na nie prycha ale ze starchu. Ogon ma podkulony strasznie. Po operacji przez wiele dni nie chodził, doczołgiwał się tylko do kuwety.Natomiast Kazik znowu Kazik (od narkomanki) strasznie go zaczął atakować. Stefan jest teraz odseparowany i mieszka u syna w pokoju. Ponieważ nie jest jeszcze w pełni sił bardzo się boję żeby go nie zlały bo nie miałby żadnych szans na obronę. Ale nie wiem jak to będzie. Nie mam pojęcia czy go zaakceptują. Bardzo bym chciała, bo jest kotem wyjatkowym. Takiego to ze świecą szukać. Trzymajcie kciuki za ich dogadanie.

Hanek

 
Posty: 495
Od: Pon sie 21, 2006 14:52
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt wrz 22, 2006 19:57

Piszę na świeżo i po radę. 14-tygodniowy rezydent Bazyl spotkał dziś Bezi (ok.9 miesiecy, moze roku) z wątku http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=49690&start=30.
Koteczkę wzięłam na tymczas (no chyba żeby Szanowna Rodzina Moja zmieniłą zdanie..), jest u nas dopiero kilka godzin.
Przeczytałam kilka stron wątku i wygląda na to, ze u nas jest odwrotnie: to Nowa jest bardziej problemowa: warczy okrrrrropnie i sssyczy. Bazyl sie stroszy, ale próbuje podchodzić. Boi sie jednak, biedak. Tak sobie jednak myślę, że u Bezi to też strach - spotkanie w przedpokoju kończy się jej ucieczką.
Miał ktoś podobnie - opornego Przybysza..?
BARDZO proszę o radę, debiutujemy w roli domku tymczasowego:)

Wikulec

 
Posty: 440
Od: Śro sie 16, 2006 15:49
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt wrz 22, 2006 20:04

u mnie mija już piąty miesiąc i kotki nie kochają się :( ani nawet nie lubią :( i nic nie wskazuje na to że się polubią. :? :(

sfinks

 
Posty: 1385
Od: Pon kwi 10, 2006 20:12
Lokalizacja: warszawa

Post » Pt wrz 22, 2006 20:27

Wikulec, wszystko się jeszcze moze zmienić.

U nas Hipek też tylko grzecznie chciał podchodzić a nowa syczała i włączała syrenę. Ona pewnie szybciutko by przestała (jest raczej przyjazna) ,ale Hipek przistoczył się w agresora. Tak więc obserwuj Bazylka. Tłukł ją przez jakiś czas, teraz się nie kochają, ale chyba raczej lubią, ganiają, czasem uprawiają zapasy. Tylko Twój Bazylek to młodziutki kotek, więc u Ciebie rokuje zdecydowanie bardziej optymistycznie :wink:
A nowa pewnie po prostu bardzo się boi - nowe otoczenie, i na dodatek jeszcze jakieś ruszające sie małe futro... :wink:
Obrazek

Drażetka

 
Posty: 703
Od: Śro kwi 12, 2006 21:14
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt wrz 22, 2006 23:59

Dzięki Drażetko, to brzmi optymistycznie. Zresztą - co to jest kilka godzin, mają jeszcze czas na normalizację stosunków. Tyle tylko, że Bezi boi się u nas wyłacznie kota: ani my, ani nowe otoczenia jej tak nie stresuje... Zwiedza, łasi się, mruczy - do momentu, gdy rezydent na horyzoncie
Zobaczmy.
Dzięki za słowo otuchy:-)

Wikulec

 
Posty: 440
Od: Śro sie 16, 2006 15:49
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob wrz 23, 2006 0:39

to dobrze, ze się boi tylko kota :wink:

Hipek, gdy przybył do nas (miał około roku), choć był jedynym zwierzem przesiedział tydzień pod szafkami w kuchni. Przez dłuższy czas bał się do nas zbliżyć. Teraz jest barzdo z nami związany. A jak sie pojawiła Easterka (też dorosła), to się do niej przyzwyczajał kilka miesięcy, ale wydaje mi się, że u Ciebie pójdzie dużo szybciej :wink: . Czytałam o kotach, które boją się...malców :lol:
Bezi miała szczęście, że trafiła na Ciebie i atiwoj. Może się jeszcze boi, że ma konkurencję? Daj jej troszkę czasu.
Obrazek

Drażetka

 
Posty: 703
Od: Śro kwi 12, 2006 21:14
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob wrz 23, 2006 1:33

U mnie wyglądało to tak:
Nikodem w wieku około 4 miesięcy pojawił się w naszym domu. Dachowiec, przylepa straszna, szelma i złodziej ;) Ponad miesiąc później zjawił się Fiodor, rosyjski niebieski, 10-cio tygodniowy kociak. Na drugie ma Wrzaskun, bo drze mordę o byle co i jest strasznie nieprzytulaśny.
Pierwsze spotkanie: wieczór, Fiodor na kanapie, Nikoś ostrożnie zabiera się za obwąchiwanie przybysza. Wystarczył jeden jego gwałtowniejszy ruch i Fiodor wystrzelił na metr w górę i uciekł pod kaloryfer. Przez jakieś dwie godziny było obwąchiwanie, syczenie Fiodora. Potem koty zaczęły się tłuc. Następnego dnia zaczęły się lizać wzajemnie, na początku dosyć ostro się bawiły, szczególnie Nikoś, potem minęło. Teraz świata poza sobą nie widzą ;)

Tydzień temu przygarnęliśmy Diesla. Dachowiec, jakieś 3 miesiące będzie miał. Jest bardzo lękliwy, ma momenty że siedzi pół dnia pod szafką. Jeszcze się nas trochę boi (chyba za zabiegi pielęgnacyjne, które musiał przejść na początku).
Pierwsze spotkanie: Nikodem zareagował z ciekawością, chciał się przywitać, ale mały stchórzył. Fiodor natomiast na początku się go bał, a gdy przekonał się, że żaden z niego rywal, zaczął go tarmosić. Następnego dnia wieczorem Nikoś - pełna akceptacja, za to Fiodor był wrogo nastawiony jeszcze przez jakieś 3 dni. Myślę, że czuł, ze traci pozycję. Ale za to, co dziwne, z dnia na dzień stał się bardziej cywilizowany - zaczął sie domagać pieszczot, nie uciekał z kolan, jak to wcześniej było.
Teraz jest poprawnie. Nikoś pełni rolę "matki" dla obu kotów. Diesel jest jeszcze trochę na uboczu.

Generalnie u mnie było bez problemów, ale myślę, że głównie z racji młodego wieku kociaków.
Obrazek
Fiodor || Nikodem || Dizel

ema

 
Posty: 38
Od: Czw wrz 21, 2006 20:03
Lokalizacja: śląsk

Post » Sob wrz 23, 2006 11:05

Moje panienki nieźle (bo nigdy nie będzie idealnie) raz się kochają, raz nienawidzą. Na chwilę pojawił się u mnie trzeci kociak. Pannica młodziutka, z wiejskiego podwórka- ot mała wojowniczka :wink: Jest to dla mnie trochę zagadkowe. Moje kotki sa w podobnym wieku, obie wysterylizowane i rozpieszczone. Cziba warczała i fukała na malutką, a kicia na Czibę. Natomiast relacje z Zuzią były niezwykle przyjacielskie i pokojowe. Może powodem jest to, że Cziba była jedynym kotem w naszym domu a Zuzka nie?
Obrazek

montes

 
Posty: 5888
Od: Śro lut 22, 2006 20:45
Lokalizacja: Łódź

Post » Wto wrz 26, 2006 13:08

To ja sie dolacze jeszcze do watku :)

U nas dokacanie trwa ale malymi bardzo kroczkami idziemy do przodu... O tym jak sie zczelo i jak trudne to dokacanie mozna przeczytac tutaj http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=44 ... &start=195
ale dzis po raz pierwszy wyspalismy sie bo koty nareszcie nie szalay cala noc :!: :D

Chyba ma to zwiazek z tym ze od dwoch dni mieszkanie zostalo podzielone na pol siatkami, koty sie widza, moga do siebie podchodzic do siatki i obserwowac na wzajem, ale sa odgrodzone i maja poczucie bezpieczenstwa na swoim terenie. Rozwiazanie zostalo zastosoawanie po tym jak koty wrecz roznosilo kiedy nie widzialy sie przez drzwi a koniecznie chcialy wiedziec co robi ten drugi. No i to przynosi efekty - rezydent po pierwszych probach sforsowania krat, droga wspinaczki i koncercie pomiaukiwania, teraz sie uspokoil, drugiego kota obserwuje ale coraz czesciej ignoruje i nie reaguje juz emocjonalnie na widok wlascieli bawiacych sie z drugim kotem. Zazdrosc ustepuje powoli zaciekawieniu, choc jeszcze do zaakceptowania nowego tubylca mysle ze jeszcze dosc daleka droga. Drugi kot jest tez jakby spokojniejszy i przestal sie tak bac rezydenta, choc jeszcze czasami widac zachowania nerwicowe.

Nasze dokocenie wpomozemy tez kropelkami Bacha - i tutaj bardzo pomogl Zlociutki (pomimo wielkiego zabiegania i braku czasu znalazl czas na wymiane korespondencji w tym temacie za co ogromnie jestesmy wdzieczni!!!) oraz czekamy na konsultacje p. Wandy. Mysle ze kropelki moga jeszcze nam pomoc i juz wkrotce osiagniemy etap swobodnego poruszania sie po wlasnym domu :)
Pozdroofka!
Anka & Obrazek Obrazek
---
"Gdyby można było skrzyżować człowieka z kotem, skorzystałby na tym człowiek, a stracił kot." /Mark Twain/

tai

 
Posty: 24
Od: Pt wrz 15, 2006 14:28

Post » Pt paź 06, 2006 23:59

Kitek 3,5 roku - jego nowy towarzysz Tolek.
Obrazek
Obrazek

bastet78

 
Posty: 12
Od: Śro sie 30, 2006 13:58

Post » Sob paź 21, 2006 14:29

To ja też się przyłaczę, bo nie wiem czy czasami błędów nie popełniam ;)

Melka ma rok z hakiem - trudno określić, bo jest z Józefowa, adopcyjno-forumowa koteczka (Gemina). Od jakiegoś czasu molestowałam z mężem moją mamę o towarzyszkę dla Melki. W czwartek pojawiła sie Mała. Wg weta ma ok 2,5 miesiąca także dzidzia. Z socjalizacją 100 razy lepiej niż u Melki bo to jest kochana jędza z charakterem :lol: Mała jest działkowa, ale zabrana do domku tymczasowego a teraz juz do ostatecznego.
Poszliśmy mówiąc szczerze na żywioł i była wojna, ale bezkrwawa. Melka fuczała, prychała i burczała strasznie. Postępy jednak widać i dziś jest juz lepiej. Zrzera ja ciekawość, ale jest ona połączona ze strachem. Wącha wszystkie miejsca gdzie kiciula była az mało nochal jej nie odpadnie. czasami zachowuje się jakby na mała polowała, innym razem udaje, że jej nie widzi. W stosunku do nas focha strasznego nie ma, je normalnie, troszke mniej sie łasi, ale łasi, bawi się.
Maluszedk natomist albo prycha, ale stara się zachowywac jakby miała już tę jędze w nosie. Oczywiście jest tak do momentu aż odległość między nimi nie zmniejszy sie do ok 20 cm - wtedy mała nie wyrabia i tez jest prychnięcie.
Czasami interweniuję podniesionym głosem, wczoraj poszła ścierka w ruch (nie na koty a między nie) - aby je raczej przestraszyć - ale były już pazury w ruchu.
Nie wiem na ile mam się wtrącać, na ile interweniować. Jestem przekonana że w końcu będzie dobrze, ale obawiam się aby przez okres docierania Melka małej nie zrobiła krzywdy. Dopiero teraz widać , jak mam porównanie, jaka ona jest duża 8O

malzonka

 
Posty: 248
Od: Sob lut 11, 2006 13:07
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob paź 21, 2006 14:42

Jeśli jest tylko prychanie i demonstracja siły, zostawić.. Dopóki krew się nie leje, interwencja nie jest konieczna..


A ja chciałam ogłosić, że po prawie trzech latach nastąpiło wreszcie zawieszenie broni między Puchatkiem i Gacią.. :D

Nie wiem czy to nie rekord w tym wątku.. :?
Opowieści o moich kociastych..
viewtopic.php?p=3620054#3620054

aamms

Avatar użytkownika
 
Posty: 28912
Od: Czw lut 17, 2005 15:56
Lokalizacja: Warszawa-Ochota

Post » Pon paź 23, 2006 18:47

U nas tez zmiany :)
Od dwoch tygodni nasze koty nareszcie wolno chodza po domu! Nie jest jeszcze zupelnie bez pokazywania sily pomiedzy nimi, ale po 2 m-cach bardzo agresywnych zachowan i domu w ktorym trzeba bylo je izolowac od siebie, bo inaczej krew sie lala i futro latalo w powietrzu - jest to dla nas wielki sukces! :D

Teraz w zasadzie odbywa sie bez wiekszych awantur, nie musimy juz prawie interwenioac bo spiecia jakie sa to z reguly bezkrawawe pokazanie kto jest wazniejszy ;) Najwazniejsz jest to ze dom juz jest bez barier, pozamykanych drzwi, krat itp. Teraz koty nawet same zostaja puszczone razem jak wychodzimy z domu!

Po pierwszym kontakcie (po 2 m-cach wczesniejszego oddzielania, roznych pomyslow na ich socjalizacje, i kolejnych 2 tygodniach stosowania kropelek Bacha, ktore bardzo pomogly w dokoceniu i psychice naszych kacurkow) bylo dosc ostro - koty starly sie i siersc poleciala, bylo sldzenie i ataki, ale pozniej z kazdym dniem te sytuacje ustepowaly.

Teraz nasze koty zupelnie spokojnie chodza po domu, razem jedza i zdarza sie im lezec lub spac w bliskiej odleglosci od siebie. Potrafia sie bawic wspolnie kiedy bawimy sie z nimi piorkami, ale nie bawia sie jeszcze razem samodzielnie. Czesciej tez wachaja sie noskami, ale zbytnie poufalosci koncza sie po obu stronach machnieciem lapa.

Zatem jak wdzicie nie jest to jeszcze etap na ktorym mozna powiedziec ze koty sie pokochaly, ale stanowczo jest wiele malych elementow ktore nas bardzo ciesza i efekty jak dla nas sa WIELKIE! Cieszy nas kazdy nowy objaw akceptacji miedzy kociakami i z wiara w sercu czekamy na kolejne zmiany. Mamy nadzieje ze nasze marzenia o zobaczeniu kotow wspolnie spiacych kiedys sie spelnia ;)
Pozdroofka!
Anka & Obrazek Obrazek
---
"Gdyby można było skrzyżować człowieka z kotem, skorzystałby na tym człowiek, a stracił kot." /Mark Twain/

tai

 
Posty: 24
Od: Pt wrz 15, 2006 14:28

Post » Pon paź 30, 2006 14:56 pomożcie, bo nie wiem co robic...

witam. bardzo prosze o rade. mam w domu 3 letniego czarnego kotka Tosia. Tosiu jest z natury nieco płochliwy i chociaz jest do nas bardzo przywiazany, nie jest typem "przytulanki". Problem pojawil sie pare miesiecy temu, kiedy znalezlismy w ogrodkach dzialkowych mocno wyglodzonego Filusia. jak sie okazalo Filus (ok 6 letni kocur) mial duze problemy z zebami i ogolnie byl w stanie glebokego wycienczenia. weterynarz dal mu antybiotyk i kazal czekac, nie dajac mu wielkich szans na przezycie. tymczasem Filus z dnia na dzien zaczal wygladac coraz lepiej (prawde mówiac wyglada teraz jak 8 kg ryś :lol: ) zaczal jesc, bawic sie , a przede wszystkim zdobyl nasze serca swoim wspanialym charakterem. jest zupelnym przeciwienstwem Tosia- uwielbia sie przytulac i wciaz szuka kontaktu z czlowiekiem. zapadła wiec decyzja, ze w zwiazku ze zblizajaca sie zima, sprobujemy zabrac Filusia do domu. Najpierw jednak Filus zostal wykastrowany i przeszedł zabiegi dentystyczne- stracil prawie wszystkie zeby trzonowe i przedtrzonowe.
Zaraz po operacji, nieco jeszcze zmeczony zabiegami Filus zostal przywieziony do domu. obawialam sie troche, ze bedzie oslabiony i ze moze nie czuc sie komfortowo po przeniesieniu z dzialki do domu. liczylam tez na to, ze nasz Tosiu poczuje sie jak gospodarz i bedzie bronil swojego obejscia... okazalo ie jednak, ze duzo wiekszy i silniejszy Filus poczul sie jak u siebie, a widzac strach naszego Tosia zabral sie do "łapoczynów". Filus co prawda rezyduje w pokoju na poddaszu, nieco mniej pewnie porusza sie po dwoch dolnych pietrach, ale w dalszym ciagu Tosiek boi sie kazdego dzwieku i slyszac halas dobiegajacy z gory chowa sie do kata. wiem, ze nasz Tosiu bardzo cierpi i nie czuje sie swobodnie w swoim wlasnym domu. minely co prawda dopiero 3 dni odkad Filus do nas przyszedl, ale mam watpliwosci czy nasze koty kiedykolwiek sie zaakceptuja. jak dlugo mam czekac? czy mam dazyc do kontaktu miedzy nimi czy oszczedzac Tosiowi wrazen? przed chwila doszlo do spotkania- Tosiu przestraszony uciekal po meblach, Filus po mojej interwencji uciekl na gore i rzewnie płacze. Jest mi strasznie przykro na mysl, ze Filus mialby sie od nas wyprowadzic i prawde mowiac nie wyobrazam sobie tego dnia. ale czy nie krzywdze swojego Tosia? prosze o rady... :cry:

Maja Krzyształowska

 
Posty: 1
Od: Nie paź 29, 2006 11:31
Lokalizacja: szczecin

Post » Pon paź 30, 2006 15:33

3 dni to bardzo mało. Za mało aby cokolwiek powiedzieć. U mnie mineło 11 dni, Mała jest chora, serce mi peka ale sie nie wtracam. Staram sie faworyzowac Melkę aby nie czuła sie odtrącona, aby czuła że nadal jest to jej dom i ona tutaj jest najważniejsza. Jest to cholernie trudne zwłaszcza jak napada na Małą, jak ja śledzi i czatuje. Mała w zasadzie sama po domu nie chodzi. przenosimy ja na rękach z pokoju do kuchni i z kuchni do pokoju. Wsadzamy ja do kuwety i pilnujemy, bo Melka nie dalaby jej sie załatwić. W naszym przypadku przekichane jest to, że Mała jest tak bardzo mała. Gdyby było mniej więcej wielkości Melki byłoby mi dużo lżej, mniej bym sie przejmowała. Ale sa piekne chwile jak Melka przechodzi obok Małej i nawet nie spojrzy, jak bawię sie z nimi jedną zabawką. Sukcesem jest juz to, że Melka wejdzie na łózko jak Mała na nim jest. Co prawda wytrzymuje 2 sekundy, ale zawsze ;) Na wszystko potrzeba czasu a 3 dni to niestety jest nic.
Obrazek Obrazek Obrazek
KICIA & TOSIA & MELKA (vel Gamina) za TM

malzonka

 
Posty: 248
Od: Sob lut 11, 2006 13:07
Lokalizacja: Warszawa

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue i 156 gości