Marcelibu pisze:... zastanawiałam się
jak pomogę: nie znam okolic, nie wiem gdzie i jaki lekarz. Koteczka była w stanie strasznym, Wy też poza domem...
Dlatego po wielokroć cieszę się przez łzy, że się udało i że jest wszystko dobrze.
To moje wzruszenie jest z radości (nawet teraz, gdy piszę te słowa). Już nie będę...

Pisz jak najczęściej.

Pomogłaś, każdy kto tu zajrzał pomógł. Post byl u góry, skierowano mnie do kordonii, trzymano kciuki. Bez tego nie dałabym rady. To był bardzo ciężki okres mojego życia. Wiem, jestem tego pewna, że pojawienie się Lili wyciągnęło mnie z choroby. Zapomniałam o niej, bo musiałam ratować kota, dowiadywać się co robić, dawać leki, karmić strzykawką, uczyć kuwetkowania i sprzątać po wszystkich nie udanych próbach, oswajać z psami..., ale gdyby nie wy, to pewnie pojechałaby do schroniska, gdyby nie Ona..., kto wie... W każdym razie to wszystko pochłonęło mnie tak bardzo, że zapomniałam o sobie, a tego mi było wtedy trzeba.
Czytałam ostatnio piękną książkę pt. "Kleo". Może to nie jest literatura na miarę największych pisarzy tego świata, ale warta przeczytania. Każdy kociarz powinien to zrobić. Jest w nej rozdział zatytułowany mniej więcej tak: "Koty pojawiają się tam gdzie są najbardziej potrzebne". Lili była mi bardzooo potrzebna, ale był nam też potrzebny ktoś jeszcze, kto nie pozwoli nam się rozstać jeszcze zanim to zarozumiemy. Także pomogłaś, bardzooo.
kordonia pisze:U mnie pies jest idolem dla każdego kota!!!

Każdy kot chce dotknąć psa, przytulić psa, położyć się na miejsce, gdzie wczesniej lezał pies, wetrzeć się nosem w doopkę psa, no być psem po prostu!

My w tym roku jedziemy znowu do Miłomłyna. Lili jedzie z nami. Sprawa jest już pewna, termin klepnięty a zaliczka wpłacona. Może masz chęć zabrać małą na weekend

, przydałoby się jej przeszkolenie w zakresie zgodnego współistnienia z psami pod jednym dachem. Dałabym wiele za widok Lilki wtulonej w psa.