No to poszalałam. Od razu przepraszam za jakość zdjęć, zależało mi na zrobieniu choć jednego ujęcia KAŻDEMU. Co nie jest proste, zwłaszcza wśród kociaków, które po pierwsze są identyczne (stąd obróżki żeby je w ogóle rozróżnić), a po drugie non stop włażą na ręce i liżą obiektyw
Na początek - kociakowo. Całe to towarzystwo jest z maja, z wyjątkiem marcowego Szparaga. Już samo wejście do ich pomieszczenia to ekstremum, bo tałatajstwo natychmiast próbuje przedostać się za drzwi. Celują w tym przede wszystkim Kitara i Loggia. Potem jest jeszcze gorzej, bo natychmiast spora grupa rozpoczyna procedurę obłażenia człowieka. Naprawdę ciężko się sprząta kuwety jak kilka kociaków jednocześnie wspina się człowiekowi na plecy

Mioty T i K, to kociaki z Grajewskiej - stąd muzyczne imiona. Cała brygada trafiła do nas z dramatyczną kaliciwirozą, na początku całkiem serio obawiałam się przegranej, przynajmniej w przypadku Korneta i Klarneta. Udało się jednak uratować wszystkie

Cała ekipa to przytulaki, mruczaki, super fajne kociaki.
Timbales

Tamburyn
Terkotka

Kobza

Kornet

Klarnet

Kitara

Kolejny miot to leśne owocki

Dla odmiany walczyły o oczy i płuca, ale bardzo ładnie zareagowały na leczenie. Brusznica jest super fajna. Berberys nie przepada za byciem na rękach, choć też specjalnie nie zwiewa. Niestety Bukiew i Bez na wejście człowieka reagują nieodmiennie schowaniem się. Trzeba poczekać dość długo by wylazły. Pogłaskane lub wzięte na ręce mruczą i prężą zadki, ale jednak są dość spięte.
Brusznica

Berberys

Bukiew

Bez

Kolejna trójca trafiła do nas w wieku wielce młodocianym, gdyż właśnie traciły oczy. Udało się je pięknie wyleczyć, ale co się naużerałam z karmieniem to moje. Buraski szybko zrozumiały że karmienie z butelki lub strzykawki jest fajne i łatwe, więc bardzo długo odmawiały jedzenia z miski. Były już naprawdę sporymi kotami gdy wreszcie udało mi się je przekonać że z miski też się da jeść. Są absolutnie rewelacyjnie zsocjalizowane!
Lufcik

Loggia

Legar
Szparag - reszta jego miotu znalazła domy stałe lub tymczasowe, a ten biedak został. Jak na razie jest w grupie jedynym samcem-kastratem. I tylko dzięki temu odróżniam go od niemal bliźniaczego, choć młodszego o dwa miesiące Klarneta. Fajny kocur, acz nie przepada za braniem na ręce.

Lufcik i Tamburyn

Tamburyn i Klarnet
Teraz główna kociarnia. Pięknie wyremontowana, przygotowana specjalnie pod koty. Latem dostaliśmy śliczne nowiutkie drapaki - nie da się ukryć, że widać już na nich lekkie zdemolowanie, ale są bardzo intensywnie użytkowane. Mieszkają tu dorosłe koty, gotowe do adopcji, nie wymagające intensywnego leczenia. Część z nich to super miziaki, część wymaga socjalizacji (zapraszamy!!! codziennie można głaskać!!!), część niestety pewnie nigdy się nie oswoi i ma małe szanse na adopcje. To głównie koty brane jako ciężko chore, które leczyły się tak długo, że nie można było ich już wypuścić w miejsce bytowania. Dla części z nich szukamy np. bezpiecznych stajni czy gospodarstw, inne w zasadzie są na dożyciu (np. Godzia, z nowotworem...)
Isuzu - jedna z naszych najstarszych stażem tymczasek, która trafiła do nas tylko nas sterylkę. Okazało się jednak, że jest tak chora, że przed tą sterylką trzeba ją jednak wyleczyć. A potem - jej miejsce bytowania znikło. Całkiem dosłownie, bo na miejscu parkingu (stąd samochodowe imię) powstał blok... Kotka nie miała gdzie wrócić, poza tym ma naprawdę fatalną odporność i co chwila łapie infekcje. Daje się głaskać, natomiast nie ma mowy o podniesieniu jej czy jakiejkolwiek obsłudze. W tym tygodniu miała kompleksowe badania (wyniki ma bardzo dobre) i pozbyła się większości zębów.

Iveco - siostra Isuzu. Generalnie dziczka, choć czasem znienacka potrafi przyjść na głaskanie (a ja wtedy zastanawiam się co ostatnio piłam). Jest ogromnym wsparciem dla słabszej siostry, są praktycznie nierozdzielne.

Celnik - złapany jako kociak i bardzo długo leczony ze wszystkich możliwych infekcji. Od początku mocno dziczył, a wszystkie niezbędne zabiegi spowodowały, że kompletnie nie ufa człowiekowi. Jest to ewidentnie najdzikszy kot w całym stadzie. Na szczęście zdrowy jak byk, bo nie bardzo wyobrażam sobie ewentualne leczenie go...

Golem - kot zagadka. Ma dni że ociera się o nogi tak, że można się o niego zabić. A ma dni że chowa się przed każdym, nawet doskonale znanym człowiekiem.

Włoska - jeśli w kociarni jakiś kot na Ciebie nasyczy, to pewnie będzie to Włoska. A jednocześnie - to kot, który pozwala zrobić ze sobą absolutnie wszystko. Czasem przychodzi na głaskanie, zwykle jednak trzyma się z dala od człowieka.

Wólka - staruszka, która przeżyła własną śmierć (była reanimowana ponad 40 minut). Po obustronnej mastektomii, usunięciu śrutu. Generalnie starsza pani, która dość często zapomina o swoim wieku i bawi się jak kociak

Potrafi całkiem ostro skarcić, ma też niezbyt miły zwyczaj przygryzania ręki. A jednocześnie non stop podstawia się do głaskania.

Mecenas - jeden z tych nielicznych, które przeżywają bezpośredni kontakt z samochodem. Wygląda jak wygląda, ryjek już będzie mieć krzywy. Ale czuje się znakomicie. Uwielbia człowieka, z innymi kotami albo jest obojętny albo raczej niechętny, acz na szczęście jego główny przeciwnik już się wyadoptował (Cheddar). Musi koniecznie mieć metalowe siatki w oknie, bo wypadek nie nauczył go ostrożności. Stale kombinuje jakby tu przedostać się przez siatkę.

Miot R i młodsza od nich Artyleria trafiły do nas z jednego miejsca, na prośbę karmiciela który wyjechał na stałe i musiał porzucić to miejsce. Jedna z naszych wolontariuszek dojeżdża tam podkarmiać pozostałe na miejscu starsze dziczki, a te młodsze - zostały u nas. Dość długo były leczone, to kolejna grupa kotów ze słabą odpornością, łapiących stale kolejne infekcje. Część się wyadoptowała lub jest w domach tymczasowych.
Ranga - przemiła kotka, ładująca się na kolana i mrucząca od pierwszego spojrzenia.

Reduta - generalnie lubi głaskanie, choć musi trochę zaufać człowiekowi by do niego podejść. Bardzo ciekawska i towarzyska, zawsze pierwsza sprawdza co się dzieje.

Rezerwa - trzyma się z rezerwą

Przy jedzeniu daje się spokojnie głaskać, ale generalnie to nie uważa że człowiek jest jej do czegokolwiek potrzebny.

Artyleria - rozkochała w sobie jedną z wolontariuszek. Pozwala się jej dotykać i nawet podnosić. A jeśli ja spróbuję tej samej sztuki - wyjdę z imprezy ze sznytami...

Serki przyjechały do nas z ogromnej interwencji, trafiło ich do nas wówczas 10. Jeden maluch nie przeżył, 4 mają już nowe domy, dwa są w innym DT. U nas zostały zdrowe Ricotta i Feta oraz Parmezan zwany Wiecznym Glutem.
Ricotta - byłaby najszczęśliwsza jako jedynaczka. Jej strategią na trwanie w kociarni jest intensywne użytkowanie drapaków. Skacze na nie w zasadzie bez przerwy, wiesza się na hamaczkach, goni piłki, myszki i wszystko co się da. A że waży swoje - to to właśnie ona przyczynia się w dużej mierze do destrukcji sprzętu

Jest bardzo miła dla ludzi.

Feta - staruszka, z wiecznie cieknącymi oczami. Trafiła do nas z 3 kociętami, a była tak słaba, że nie miała nawet mleka. Po dłuższym czasie udało się nam doprowadzić ją do stanu umożliwiającego sterylizację, usunęliśmy jej też wszystkie zęby. I to był strzał w dziesiątkę, Feta odzyskała natychmiast apetyt i wolę życia. Jest przytulanką, marzącą o swoich kolanach do ugniatania.

Kolejne 3 koty trafiły do nas od pana, którego opieka nad kotami nieco przerosła. Nie zapanował nad powiększaniem się stada, nie miał też czym karmić kolejnych zwierzaków. Pomagamy mu w wysterylizowaniu wszystkich, a kilka najmłodszych, najmilszych i najbardziej zagluconych zostawiliśmy u nas, by poszukać im lepszego miejsca...
Poezja

Piosnka

Proza

Powązek - jeden z tych, co miały być tylko na leczeniu. Za uchem miał gigantyczny, niegojący się ropień. Potem gigantyczną niegojącą się ranę. Potem zagojoną ranę - i w momencie gdy już mieliśmy go odwieźć - otworzyła mu się kolejna rana. A potem zrobiło się dość zimno, nieco za zimno by wypuszczać kota, który od prawie 4 miesięcy siedział w cieple... Tym bardziej, że u siebie mógł liczyć co najwyżej na budkę, a raczej tylko na grobowiec... Kot docenił daną mu szansę i spokojnie daje się głaskać, choć chętnie unika kontaktu.

Godzia - jak wypuścić do piwnicy kotkę po mastektomii i z podejrzeniem przerzutów? Tym bardziej w nieprzyjaznym miejscu, gdzie wytruto większość kotów? Godzia została u nas, w planach ma być może operację drugiej listwy. Bardzo lubi głaskanie, acz postanowiła zostać kotem poddrapakowym, w związku z czym trzeba się kłaść by ją głaskać

Milka - przyjechała "tylko na leczenie". Niestety trochę to trwało, a gdy się skończyło - nie było już dla niej miejsca. Kotka bardzo lubi głaskanie, choć boi się brania na ręce. Jest absolutnie nieagresywna, jest też wyraźnie podporządkowana innym kotom.
No i wreszcie mieszkanie, czyli azyl dla złomów 
Uterus - sztandar fundacji

Nasz najdłuższy stażem tymczas, znam go mniej więcej tyle ile własnego męża

pieluchowiec, wymagający wyciskania moczu. Upierdliwiec nakolankowy, z uporem maniaka dłubiący wąsami w ludzkich nosach.

Długowłosa - jeden z tych kotów, przy których medycyna jest bezradna. Według wszelkich norm powinna nie żyć już ze 3 lata. A już na pewno od Wigilii, bo przedświąteczne badania miała tak złe, że nikt nie wierzył że przeżyje dzień. A ona sobie spokojnie rąbie serduszka, odpędzając od nich wszystkie inne koty


Gnom - brak Golema, niestety struwitowiec. Koszmarny wynalazca, specjalizujący się w otwieraniu zamkniętych drzwi. Nawet z haczyka

Wąsik - bardzo wrażliwy na stres, reagujący na wszystko zapaleniami pęcherza. Tłusty jak wieprzek, ewidentnie dąży do kształtu idealnego.

Agaton - struwitowiec, lejący na co się da

I pierwszy kandydat do ucieczek. Czatuje non stop pod drzwiami i tylko czyha na okazję by prysnąć. A jak pryśnie - leci na strych. Ma też zaletę

bo zawołany natychmiast wraca i wskakuje na ręce by się przytulić. Miziak koszmarny.

Parmezan - wspomniany już Wieczny Glut (widać to zresztą na zdjęciach). U nas od roku i od roku z ropnym glutem. Laboratorium zaczyna reagować nerwowo na kolejne wymazy, bo stale hoduje sobie coś nowego

Jak do nas trafił - ważył 2,4 kg. Dziś waży ponad 4 i jest szczupłym starszym panem. Rozpaczliwie miłym, najchętniej by tego gluta trzymał non stop na mojej twarzy.

Kosa - wyciągnięta zza TM za czubek ogona. Przeszła u nas PP, ale to nie był jej największy problem

Miała koszmarną kalici, która prawdopodobnie dała nadżerki w przełyku. Piszę prawdopodobnie, bo nie dało się nic zobaczyć - Kosa śliniła się na mój widok, a w lecznicy była jedynym wielkim pianotokiem. Nie nadawała się do narkozy, badania nic nie wykazały, kotka nie jadła, nie piła i tylko się dusiła. Wyleczyliśmy ją Zestawem Młodego Snajpera, podając leki na zasadzie " jeśli któryś z nich nie pomoże, to już nic nie pomoże". No i pomogło

Dziś Kosa jest tłustą kulką, notorycznie pomiaukującą by ją głaskać. Niestety mamy grzybową pozostałość po leczeniu, cały czas z nią walczymy.

Biała - to kot przy którym opadają ręce. Uwierzcie - ona na tym zdjęciu wygląda naprawdę nieźle. Przypadek dla dr House'a. Obecnie newralgiczny problem to ostry stan zapalny wątroby, do tego monstrualne problemy skórne.

Mufka - kot z którym nie było co zrobić, jego pan przyniósł go w odruchu rozpaczy do lecznicy, bo nie jest w stanie już się nim zająć. Bura, półdzika kotka. O dziwo - idealnie zdrowa, pomijając niemal kompletny brak zębów. Dochodzi do siebie po sterylce, za parę dni trafi do kociarni.

Bura - przypadek beznajdziejny, bo z jednej strony wymagający operacji (guzy), a z drugiej totalnie nienadający się do narkozy. I z trzeciej - w zbyt dobrej formie by ją po prostu uśpić...

Rudzik - FIV i Felv plus. Przyjaciel wszystkich, miał być towarzyszem dla Pawiego Oczko, ale ten niestety szybko odszedł.

Beryl - FIV i Felv plus. Wzięłam go przed Świętami do towarzystwa dla Rudzika. Panowie się już nieźle zgrali, choć Rudzik jeszcze czasem posykuje.

Siostry G. - dziś dostałam dla nich zalecenia wg kolejnego wymazu. Ręce mi opadły i nadal wiszą. Niespecjalnie mam koncepcję jak te zalecenia realizować... Obie panny zmagają się z jakimiś koszmarnymi, totalnie nieleczącymi się bakteriami w płucach. Niestety mamy pewność, że sytuacja jest poważna, już 3-ka ich rodzeństwa nie żyje, choć nie miały żadnych objawów choroby. Dopiero sekcje pokazywały stan płuc...
Gujana

Gwadelupa

Marcinka - o niej to ja nie mam siły pisać. Wystarczy to, co przy niej robię, aby utrzymać ją przy życiu. Jest cały czas w stanie krytycznym, rokowania ma złe. Już przynajmniej 3 razy umierała, ale jakoś nadal żyje, w zasadzie nikt nie wie jakim cudem. Ja wiem jedno - dopóki ona walczy ja jej będę pomagać.

Prezent - dzisiejszy gość. Miska z RC kitten wywołała jego entuzjazm, obecnie odsypia stres.

UFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFFF. Trochę tego było do opisania

Jeszcze jest 5 kocich rezydentów: 2 kotki moje (Inar i Migotka), 2 kotki Piotra (Powsinka i Muszka) i Rudi, kocur po mojej Babci. I suka, Arinna, zwana Ari.
No i my
