
Albert spał ze mną, dość długo chyba, bo jak się przebudziłam o 3 to jeszcze ze mną był. Ale jak się obudziłam, to znalazłam go na parapecie. Położyłam się jeszcze do łóżka, aby "ostygnąć" to przyszedł. I tu szok!
On zawsze był miziasty, ale ja nie wiem, czy to leki, czy chęć dostania jedzenia za wszelką cenę, skłoniła go do tego aby wymruczeć mi odę do radości i leżeć na klatce piersiowej

Bo w nagłą i magiczna przeminę w wyniku utraty dzwonków nie wierzę

Wtrąbił wątróbkę, wydoił sporo wody i chodzi, całkiem z siebie zadowolony. Nawet kołnierz mu specjalnie nie przeszkadza

A ja się wyspałam, jak niedźwiedź. TZ wrócił z nocnej zmiany, położył się i z dziwił, że ja już wstaję

Koty zjadły, pora na mnie!