DZIEŃ TRZECI
Rano po wypuszczeniu niebieski wyszedł sobie spokojnie. Już nie stresuje się obecnością Emisia na tyle, żeby nie wyłazić, daje mu się głaskać, jedynie przy bardziej gwałtownych akcjach ze strony Emisia usuwa mu się z drogi. Ale w sumie zachowuje się wobec niego w tej chwili spokojniej niż Dropszuś nawet, nie mówiąc o Szlemciu.
Na samym początku był taki moment, że wszystkie trzy nasze obserwowały go w miarę spokojnie, nawet bez warczenia. Niebieski przeszedł się w jedną i w drugą, w końcu wlazł na parapet (takiego dużego okna, parapet ma ponad 2 m długości) i przysiadł w jednym kącie. Po paru minutach przesunął się tak mniej więcej na środek tego parapetu, a Snooker przylazł do niego na róg, który do tego parapetu przylega, i tak sobie siedziały całkiem spokojnie w odległości trochę mniej niż metr, ani Snooker ani niebieski nie sprawiały wrażenia szczególnie podenerwowanych, patrzyły tak kątem oka na siebie, a niby przez okno. Wyglądało to naprawdę dobrze. Tak ze 2-3 minuty nawet tak siedziały. Potem Snooker przyszedł do mnie na kanapę i położył się przy moich kolanach, a niebieski też przyszedł za nim, usiadł tak z niecały metr dalej i tylko patrzył. Snooker trochę zasyczał, ale niebieski wtedy odwrócił wzrok, no nie wyglądało to konfrontacyjnie w tym momencie.
Ale chwilę później zlazł z kanapy i natrafił na zadekowanego pod stołem Szlemcia, na którego natychmiast naskoczył i pogonił go ostro. Szlemcio usiłował się schronić w kilku kolejnych miejscach, a niebieski za nim. W końcu Szlemcio zadekował się na parapecie, spanikowany chyba w tej chwili bardziej niż Dropszuś. A niebieski przestał go gonić, bo znalazł sobie Dropszusia... Dropszuś wskoczył na taki drewniany kufer, który stoi w kącie, niebieski za nim. Dropszuś usiłując jednocześnie wycofać się i nie odwracać się tyłem wpadł do dziury za kufrem, takiej z 10x10 cm. No i tam został, tojąc na tylnych łapach, bo na więcej nie było miejsca, wysuwając tylko głowę na poziom kufra i sycząc i prychając. A niebieski w pozie relaksacyjnej wywalił się na kufrze.
Po jakimś czasie znudziło mu się i wstał. Na podłodze powąchał się ze Snookerem. Snooker zachowywał się zadziwiająco spokojnie. Chyba zbyt spokojnie, bo odważył się na moment odwrócić tyłem. Co oczywiście niebieski natychmiast wykorzystał, skoczył na niego i wgryzł się w grzbiet, wydzierając tonę futra. Snooker tylko wrzeszczał, a jak mu się udało wyswobodzić, to uciekł.
I na tym akcje na razie się zakończyły, bo musieliśmy zająć się Emisiem, więc żeby nie zostawiać kotów bez kontroli niebieskiego zamknęliśmy.
W tej chwili mam więc trzy spanikowane koty, łatwe do zastraszenia pojedynczym atakiem i nawet nie usiłujące oddać. I pomyśleć, że bałam się, że Snooker będzie go lał i nie miałam pewności, cvzy Szlemik się nie przyłączy

I zresztą na samym początku nawet tak to wyglądało, Snooker parę razy pacnął łapą, tak strasząco w powietrzu, ale jednak. No i wyglądał, jakby starał się pilnować niebieskiego, a teraz wygląda, jakby starał się pilnować przed niebieskim... No i mam też trzęsącego się psa, który wygląda, jakby cały czas zastanawiał się, kiedy on oberwie. I w sumie, gdyby nie to, że nie wchodzi raczej niebieskiemu w drogę, pewnie już by to nastąpiło.