Anuk pisze:Wiesz, to jest jednak delikatna kwestia - religijna. Ja sama mam mnóstwo wątpliwości na tym tle, potrzebuję je wyrazić. Ale jest wiele osób, które tematów religijnych unikają z różnych powodów - i myślę, że trzeba to też uszanować.
Widzisz, ja jestem ateistką. Generalnie nie wierzę. Kiedyś mogłabym powiedzieć, że wierzę w ludzi. A dziś jedynie mogę powiedzieć, że "straciłam wiarę". Dla mnie ten list nie jest religijny - jest wołaniem o pomoc zwierzętom, wołaniem o to, żeby ludzie też zobaczyli w nich czujące istoty. Wyrazem utraty wiary w dobro i człowieka właśnie.
Jest błaganiem o nadzieję. O to, co już jest na miau. To kolejna szansa, żeby pokazać, że osób, którym dobro zwierząt nie jest obojętne jest wiele. Że nie trzeba walczyć samemu.
Owszem, list ma formę kazania i wyznania - ale to jedynie forma literacka, to jakby nie omawiać "Dziadów" Mickiewicza, bo jest tam o diable. I wysłanie listu, w którym jest opisane, co robi miau, nie ma z religią nic wspólnego.
I ja bym tu na religijność nie stawiała, prędzej na strach przed oficjalną deklaracją: czytałam, popieram, pomagam. Smutne.