» Wto cze 26, 2012 6:40
Re: Yoszko - 3-letni nieśmiały wyjątkowy pingwin szuka domu
Witaj mamaleona
Ja myślę, że- aby ten wątek pełnił dalej swą funkcję, a więc poszukiwanie domu dla Josia, muszę wyjaśnić tutaj pewne sprawy już nie – ogólnie, ale na konkretnym przykładzie: tym naszym.Inaczej, bez wyjaśnień, ten wątek chyba nie będzie miał sensu, bo ew. potencjalny przyszły domek, który tu być może zajrzy bądź zagląda, nie wie o co tak naprawdę chodzi. I zwyczajnie się wycofa.
To właśnie serdeczność i serce dla Josia od początku ujęły mnie u Ciebie. I emocje również. I właściwie byłam już zdecydowana, żeby Joś pojechał do Was, nawet umawiałyśmy się na dzień przyjazdu, a nawet dzieliłyśmy koszty biletów. Jakaś niepewność była po obu stronach: ja obawiałam się gł. stosunku Josia do dzieci (że po nich buczy i nie taka z niego przytulanka), a Ty obawiałaś się, na początku najbardziej, że Leon i Joś się nie dogadają.
Napisałam wówczas tak odnośnie dokocenia, w których wyjaśniam, powstałe po naszej telefonicznej rozmowie, Twoje wątpliowści:
„Nie obawiam się, że dojdzie do takich drastycznych scen przy dokoceniu. Wspomniałam o tym, bo czasem (czasem) się zdarza, ale generalnie kończy się na posykiwaniu, buczeniu i łapoczynach (podbiegają do siebie i się okładają, ale krew się nie leje). I to są NORMALNE zachowania przy dokoceniach. Czasem trwa to kilka dni, czasem nawet tygodni - to nie ma w tym przypadku znaczenia, czy to będzie Leon czy Joś, czy Leon + inny kot. Wiele osób przez to przechodzi - chyba wszyscy... Naprawdę nie podejrzewam Josia o tak agresywne zachowania ( a ma u na do czynienia z trzema kotami). A Leon to młody kot i myslę, jeszcze "do ułożenia". W początkowej fazie (przewiduję) Joś nie będzie się specjanie interesował Leonem. On będzie musiał sobie poradzić z sytuacją ogólną. Pewnie będzie siedział pod łóżkiem. Trzeba będzie do niego mówić, nie wyciągać na siłę. Stopniowo zacznie wychodzić. W pierwszych dniach pobytu u nas reagował na nas, ludzi nawet histerycznie - buczał, piszczał, nie chciał kontaktu. Być może tęsknił (jednak) za tamtym domem... Tak, jak już pisałam - kiedy odwiedził go ten chłopak, Josiu wyraźnie się ożywił i usiadł (wcześniej siedział przykurczony pod łózkiem bez ruchu). Zaczął w jego obecności jeść.”
W czasie dalszej rozmowy telefonicznej, m.in. kiedy mówiłam o różnyc trudnych chwilach dokocenia, które MOGĄ, ale nie muszą zaistnieć, okazało się, że nigdy mamaleona nie spotkałaś się z problemem sikania na łóżko.
Potem w mailu napisałam tak:
„Co do sikania na łóżko - tego nie można wykluczyć, aczkolwiek nie jest to tak, że to jest częste. To się zdarza czasem i w niektórych przypadkach. I jeśli Pani weźmie innego kota - to tez ta sytuacja może (ale tylko: MOŻE, bo wcale nie musi) zaistnieć. Poza tym nie bierze Pani pod uwagi faktu, że koty (np Leon) czasem chorują (z wiekiem) na nerki. I też wtedy będzie musiała sobie Pani poradzić z sytuacją, że kot gdzieś nasika.
Ja pisze o tym, co MOŻE się zdarzyć, a nie musi wcale i najprawdopodobniej się nie zdarzy. Dobrze jednak mieć świadomość, ze takie sytuacje bywają. BO jeśli Pani kot zachoruje na nerki (tfu, tfu) - to co ? Co w tym przypadku? Jak się zdarzy?
Mnie najbardziej interesują relacje Josia z ludźmi - tutaj my daliśmy radę. Jest coraz lepiej. Dlaczego Wam by się nie miało udać?
Ale to musicie sobie odpowiedzieć sami”
I dalej o dokoceniu:
„Wracając do dokocenia: ja najmniej tego się obawiam. Ja myślę ,nawet, że Joś lepiej by się odnalazł w domu, gdzie jest mniej osób i zwierząt, jak u nas. Zresztą - jeśli by nawet, faktycznie, doszło do sytuacji skrajnej, że nie zaakceptowały by się (naprawdę nie podejrzewam, tak mi coś mówi), to wtedy siła wyższa. Ja zawsze mogę pomóc, doradzić, poprowadzić, na ile mi doświadczenie w tym temacie pozwoli. I jak sie nie uda - to nie byłaby ani nasza ani wasza wina. I tego w żadnym przypadku, jeśli się nie spróbuje - nie da się przewidzieć. To samo ryzyko podejmę , oddając go gdziekowiek indziej. Dla mnie najważniejsi są ludzie.”
Co do dzieci – wszystko zależy od podejścia rodziców. Moja Luiza musiała zaakceptować fakt, że np. Djuna czy Joś, nie bardzo za nią przepadają. Ty również porozmawiałaś z synkiem. I wierzę, ze wszystko byłoby dobrze.
Potem zapadła decyzja, że Joś jedzie – po obu stronach zapadła. A potem był jeszcze sms, w którym ustalałyśmy termin przyjazdu, a ja napisałam, że jeszcze raz proszę o przemyślenie decyzji i że można się jeszcze w każdej chwili wycofać , jeśli się pojawiają jakieś wątpliwości.
Na co odpisałaś mi mamaleona, że właściwie to wątpliwości ma coraz większe Twój mąż, że koty będą niszczyć, jak będą razem, a Wy jesteście nie dawno po remoncie.
W tej sytuacji, ja podjęłam decyzję za nas obie. I absolutnie nie mam żalu, rozumiem, chciałabym jednak , aby ta cała sytuacja trochę może niejasna, bo i Ty i ja piszemy ( z wyj. tego powyżej) – dość ogólnie, żeby ta cała sytuacja nie zniechęciła kogoś, kto być może zastanawia się adopcją Josia. Dlatego zdecydowałam się na wklejenie fragmentu korespondencji. Myślę, że jako szczególnie nie przesadzam.
Bo Joś nie może z nami zostać. Jesteśmy domem dla niego tymczasowym. Nie sądzę, żeby akurat u nas było mu najlepiej i że tylko MY - po prostu jesteśmy z nim obecnie na codzień, znamy go w sumie nie od dziś.Na tej podstawie możemy określić mniej więcej, do jakiego domku się nadaje. I takiego domku szukamy. A wiem, że taki gdzieś na pewno jest. I mamy nadzieję, że znajdziemy.
Takim w sumie jest też/mógłby być Twój domek - pełen serca dla Josia. Ale nie mogę zagwarantować, że Joś nie wyrąbie gdzieś dziury w swieżo remontowanej łazience (chociaż rego nie robi), albo że z Leonem czegoś wspólnie nie zniszczą. Podobnie jak nie mogę zagwarantować, że dokocenie będzie przebiegało bez większych problemów, że koty się polubią i zaakceptują odrazu. Moge jedynie przewidywać potencjalne zachowania Josia, w przeciwieństwie do Leona, o którym wiem niewiele.
Napisałam: skoro nam się udaje, czemu Wam się miałoby nie udać?
I po raz kolejny napiszę: na tę odpowiedź musicie sobie odpowiedzieć sami.