» Nie wrz 19, 2010 7:22
Re: Widzę. Czuję. Mam Duszę i Serce. Nas kotów jest dużo. Pomóż
Kurcze myślałam, że poleżę dłuzej, troche sie wygrzeję, ale taki mnie kaszel dopadł nad ranem , ze musiałam wstac, bo nie odpuszczał za nic.
Nie miałam Wam jak tego napisac.To napisze teraz. W srodę udało mi się zrobic kociakom na Teczy, kilka prowizorycznych, choc dość trwałych schronień,przy posesji Bezdomnego. Ale zacznę od poczatku. Bezdomny który miał zrobić dziure w dachu, oczywiscie tej dziury nie wyciał. Głąba udał ,że czekał na mnie, potem ze byl chory i takie tam brednie. Pochlał oczywiscie i tyle. W nosie ma koty.Urzadzil się juz tam na całego i tyle, go to wszystko obchodzi.
W tej sytuacji zastanawiam sie czy ma to wogóle sens, bo w zasadzie moge poprosic Meża,Wejdzie tam wytnie dziure i tyle.Ale widze....Ze koty omijają altanke z daleka.Wiec pewnie sie tak skonczy, ze Bezdomny przywłaszczy sobie ich koce, ktore tam zaniose i tyle.
Obejrzałam sobie teren wokoł i myslę że niestety, ale nie będzie wyjscia i trzeba cos szykowac na zewnatrz.
Za to pogadałam z drugim Bezdomnym i zapytałam go czy moge zrobić kotom schronienia na terenie jego altanki. Poniewaz do altanki dochodzi zadaszony taras, a jedna z kotek spi na połkach przy altance, postanowilam wykorzystac ten fakt. Oczywiscie w miedzy czasie zauwazylam ze altanka sklada sie z dodatkowego pomieszczenia, czyli komorki. Miałam nadzieje ze byc moze dogadam sie jakos, i Bezdomny mi tą komorkę dla kotów odstapi. Na razie jak stwierdzil musi pomysleć , bo trzyma tam ponoc jakies swoje skarby. Coż.Dobre w tej całej sytuacji jest choc to że on ma jeszcze inne mieszkanie, w którym przebywa. Kiedy pracuje w tygodniu mieszka gdzie indziej.Na Teczy pojawia sie w wekeend. Wiec koty maja trochę spokoju.Z jednej strony dobrze ze tam pomieszkuje, bo jest ludzki zapach, ktory byc moze będzie odstraszal dzikie zwierzeta.Dogadałam sie z trzecim Bezdomnym, który miał sie pojawic w srode i mi pomoc coś zrobic. Nie puscili go jednak w robocie, wiec sama ruszylam do pracy. Troche sie porzadzilam u niego, zabrałam potrzebny mi styropian, co wczesniej z nim ustalilam. Miał kilka suchych kawałkow w altance, wiec wykorzystałam na razie to co było. Zabrałam młotek, gwożdzie, koce i nozyczki z domu. Podocinałam nozem styropian i zrobilam w sumie cztery dorazne schronienia.Te schronienia maja cienki styropian i jeśli z produkcji budek zostanie trochę grubego ,to go wymienię.Na razie sa cztery schronienia. Musza być to takie schronienia jak juz pisałam, czyli z dwoma mozliwosciami ucieczki.Jedno te które jest juz na terenie altanki pod dachem, ma co prawda jedno, ale to juz trochę bezpieczniejszy teren.
Generalnie na tym terenie sa cztery kotki. Wiec na dzien dzisiejszy suche ciepłe pomieszczenia, takie gdzie nie napada im deszcz i ochroni przed wiatrem sa.Zimowe schronienia beda musiały byc oczywiscie cieplejsze. Ale lepsze to niz nic. Bo z tego co widze ,Karmicielka sie pojawia, jednak....do tej pory nic nie zostało przygotowane.Zadna sucha szmata nie polożona choc na fotel, który stoi pod dachem. Jedyne co, to znajduję jedzenie za plyta pilsniową, tzn kasze ugotowana z ryba chyba i wymieszana z puszką. Nie wiem co to jest dokladnie, bo to taka kulka oskubana przez koty po bokach.
Dość mocno mnie zawiedli Ci Ludzie. I nie chodzi tu tylko o kwestię sterylek, którym sie sprzeciwiali ostro od samego poczatku. Prosilam w ubiegłym roku. Przyjeżdzali codziennie. Przez te dwie trzy godziny, kiedy Pani karmila koty, Pan mogł spokojnie troche gratów pochowac po krzakach. A teraz trzeba wozić z domu , bo tam nic się juz nie uchowało.
Nie pisałam Wam ale wszystkie drzewo zostało juz dawno zmielone. Przyjechał też kontener i wywiozł ta kupę smieci, gdzie Frania miala shronienie. Zeby tego było mało wywiezli tez budki z parkingu.Wszystko jak leci.
Tak wiec sie przekonałam ze nie ma co na kogo liczyc. Karmicielka przyjezdza , zostawi jedzenie i jedzie.Moze czeka aż sniegi spadna i bedzie cos myśleć....Moze juz zobaczyła ze ja zrobiłam....No nic. Najwazniejsze zeby kociaki miały cokolwiek.
A jak na razie maja tylko cztery w jednym miejscu. W innym miejscu stoi budka styropianowa Lisiczki. Powiększyłam w niej otwór, zeby bylo latwiej do ucieczki. Dałam swieży cieplutki kocyk,ale nie widzę zeby specjalnie była zamieszkana. Za to na drugi dzien widzialam jak z ocieplanej półeczki przy altance Bezdomnego, schodzila jedna z czarnych kotek i sie wyciagała. Zadowolona, wyspana.
Najgorsza sytuację maja teraz koty wypędzone z altanki Gospodarza i to im trzeba zrobić jakieś schronienia, bo spia po krzakach i na drzewach.W tym miejscu teren jest okropnie bagnisty. Po deszczach jest tragedia. I do tego grasuja i ryja dziki.Będe sie starała coś tam zrobić z Meżem jak najprędzej w tym tygodniu. Moze uda mi sie wykorzystać ławkę przy altance, zobaczę jeszcze co mozna. Chociaż martwi mnie to, ze koty wyniosły sie taki kawał od altanki. W jej poblizu były by bezpieczniejsze.Na dzień dzisiejszy myslę gdzie zdobyc szafki i i jak to wszystko tam zrobić.
Wtedy zostanie jeszcze jedno miejsce. Czyli tam gdzie Martinek,Lisiczka i Frania.Generalnie kotkow jest tam teraz niewiele. W zwiazku z tym, ze nie ma juz niczego, lgna bardziej do siebie, zyja w zgodzie i staraja sie grupowac. Pewnie czuja sie bezpieczniejsze. Dla przykładu Martinek zawsze jadl sam. Czasem obok Frani. Teraz je razem z Lisiczka i jedza w wielkiej zgodzie.
Bardziej mnie martwi jeden z kocurkow od Karmiciela. Stary kocurek, brat Wegielka, wygonil młodego na parking. A na Parkingu jest niestety nie zbyt bezpiecznie i obawiam sie ze do pożnej jesieni zostać tam nie moze.
Czas pokaze i mysle ze juz nie długo bede wiedziała co dalej i które koty należy bezzwłocznie ewakuowac na moja działkę, choc obawiam sie tego jak diabli.
U mnie też koty maja swoje prawa i zasady. I moze być różnie. Dlatego tez na razie poprzestanę na tym, aby przygotować na miejscu to co mogę, w miare potrzeb spedzac tam wiecej czasu, obserwowac co sie dzieje i zawozic codziennie posilek jak do tej pory.