udało nam się o 21:00 dostać do dr Garncarza - jak nas zobaczył, to od razu zapytał - "a co znowu się stało"....

- ten człowiek choćby z naszego powodu żywcem do nieba pójdzie...
okazało się, że malutka ma pod okiem ropień - wielki, na szczęście w ciągu dnia pękł i większość ropy wypłynęła, resztę p. doktor wycisnął i oczyścił porządnie - przez trzy tygodnie mamy smarować braunolem i sprawdzać, czy się nie odnawia
podobno mogło się to zrobić od zadrapania pazurem (ale żadnego bezpośredniego starcia nie zauważyliśmy - a cały czas zwracamy na towarzystwo baczną uwagę, jak tuptulek jest poza swoim pokojem), ale także od nadziania się na coś - niestety pewnie nie ustrzeżemy jej przed różnymi jeszcze w życiu urazami, bo przecież "na czuja" idzie najpierw najczęściej główka....

- no i efekty jak widać....
ale nasza "świnka" (moje córki nazywają Malwinkę świnką morską - bo urodę ma identyczną

- tak budowę, jak i rodzaj oraz kolor sierści

) jest za każdym razem tak grzeczna u p. doktora, że w poczekalni wszyscy się nią zachwycają - czeka u mnie na rękach, bo w transporterku czuje się przy tylu zwierzęcych odgłosach i zapachach niezbyt pewnie, leży bardzo grzecznie, ugniata i przytula się, nie boi się kompletnie psów - chyba je nawet lubi

(na szczęście do tej pory w poczekalni trafiają się nam kociolubne lub przynajmniej zrównoważone

)
w poniedziałek Malwinka dostanie drugą dawkę szczepionki - i panna całkowicie gotowa do adopcji - tylko coś domku nie widać...
