Ozzy niestety coraz bardziej kicha krwia i coraz czesciej izoluje sie od czlowieka. Juz nie przychodzi do mnie sie pomiziac jak kiedys, choc nadal to kocha, a jak go wezme na rece to zadowolony zaczyna mruczec. Jednak zauwazylam, ze coraz bardziej potrzebuje samotnosci... Jeszcze dal sie wyczesac, ale widze wyraznie, ze nasze kochane sloneczko powolutku zaczyna wygasac. Juz opada powoli z sil... Jeszcze walczy, chociaz resztkami sil, ale nadal probuje... Po oczkach widac, ze jest juz bardzo zmeczony ta choroba. Dzielnie to wszystko znosi... Kiedys, nie tak dawno jeszcze byl jednym z pierwszych do miziania, nieraz nie zdazylam jeszcze wejsc do pokoju, a on juz wskakiwal na kanape, i z podniesionym ogonkiem patrzyl na mnie tak slodko... Wiedzial, ze zaraz dostanie ode mnie to, co tak lubi: mizianie i czesanie. Teraz juz tak nie przychodzi.

I tak bardzo dzielnie sie trzyma jak na swoj wiek i tak powazna, tak zaawansowana chorobe.

Natomiast dwie sniezynki-Omega i Oaza (zwlaszcza Oaza) jak tylko ktos przechodzi kolo ich klatki natychmiast patrza na ta osobe z zainteresowaniem, czy to przypadkiem nie ich nowy Duzy, czy ten ktos przypadkiem nie przyszedl po nie.

Czekaja i wypatruja nowego domku, tak bardzo sa spragnione kontaktu z czlowiekiem, czulosci, zabawy...
