ciąg dalszy historii kocurka...
Misio został porządnie wyleczony, podtuczony.
Przesiedział w szpitaliku 2 miesiące, ale nie w klatce, chodził sobie luzem,
ponieważ wszystkie klatki były potrzebne na dzikuski w potrzebie.
Jakaś osoba deklarowała, że weźmie go do domu, bo go zna, czasami karmi go przez okno od mieszkania.
Ale jednocześnie wypluła taką litanię warunków, że spasowałam.
Na przełomie lutego i marca przyszła do mnie p. Maria, karmicielka i powiedziała, że zabierze go do siebie.
Już po raz drugi.
Nie wiem czy pisałam, że któregoś dnia wczesną jesienią próbowała mu wyczyścić uszy. Kot się obraził, wyszedł z jej domu i nie wrócił.
Gdy p. Maria dowiedziała się w jakim stanie trafił do mnie i że grozi mu znowu wpuszczenie na wolność,
złamała się i zabrała do siebie.
Gdy po tygodniu spotkałyśmy się oznajmiła z rezygnacja, że Misiek znowu zajął jej najlepszą kanapę, a ona może tam siedzieć kącikiem.
Cieszę się, że Misio ma już dozgonnie zapewniony dobry domek, dobrą opiekunkę i niezłą michę.
Na zdjęciu w ulubionym kartoniku, zdrowy i tłusty, niedługo przed przeprowadzką

Uploaded with
ImageShack.us