Oj zaraz się zawstydzę i będzie
Nie ma ludzi niezastapionych, a ja dość często marzę o tym, żeby mnie kto zastąpił
Tak sobie wczoraj wieczorem pomyślałam, że zdarzyło się dużo dobrych rzeczy, ale chroń mnie Panie Boże, żeby tak było codziennie
Ciąg dalszy wczoraj:
Kicia z pracy pojechała do przytulnej piwniczki. Jędza z niej niezła. Próbowała przegryźć metalowe kratki w transporterze. Jak była jeszcze dobrze pijana to na parkingu musiałam jej "dopasować" skarpetę bo nie miałam złudzeń co do tego, że da się potem dotknąć.
Pani Danusia przyjęła jej fiksację ze spokojem

(Spokój trwał do ok 22, ale po kolei

)
Spakowałam kotę z Nowosielskiej coby ją odwieźć. Po drodze zajechałam po ostatnią "koteczkę z syfu".żeby ją zawieźć do nowego domu. Siedziały dwie w transporterach i darły się jakbym je z futra obierała. Normalnie się nakręcały. Pełna kocia rozpacz
Kicia z syfu została w nowym domu a ta druga już prawie się zachłystywała tą swoją rozpaczą... Ale jak ją tylko wypuściłam u pani karmicielki to przeszło jak ręką odjął.
Wracając zajechałam na ul. Witosa. Dziewczynka znalazła tam kotka (miał mieć 3 mce- wtedy mogłabym go zabrać do Szałwii, do klatki) Ale kić to tak lekko licząć 5 mcy i jest za duży. Ale kochany - taki spokojny przytulak. Widać, że domowy kot - albo się zgubił, albo ktoś go wyrzucił.
Dziewczynka ubłagała mamę, żeby mógł zostać u nich przez weekend.
W nocy ponoć był grzeczny, korzysta z kuwetki, uwielbia kanapowanie.
Dziś byłam u nich, żeby gościa odpchlić i odrobaczyć. Kotek jest niezły, bo mama dziewczynki była gotowa wymienić go na ich kotkę rezydentkę

Namawiałam ich na drugiego kota, ale jest tam jeszcze tata, któremu to nie bardzo pasuje...
Generalnie trzeba będzie gdzieś kicia wsadzić od poniedziałku. Chciałam go wykastrować w pon, ale zastanawiam sie czy on nie za młody. Najpierw go chyba pokażę w jakiejś lecznicy...
Jak już dotarłam do domku (21 z minutami) to poszłam jeszcze wymienić się transporterami z panią Danusią. Dobrze, ze poszłam, bo zaszłyśmy razem do piwniczki zobaczyć jak się ma Jędza. Okazało się, że wylazła z klatki

Zamkniętej z zawiązanej
Beatko, Twój pomysł z przywalaniem głazem ma jednak rację bytu

I jak tylko p.Danusia uchyliła drzwi to kota rzuciła się na oślep. Została przyciśnięta do ziemi w środku kartonu,ale się wybiła. Złapałam ją za kark i wijącą się osadziłam w klatce. Ufff, jakby poszła w te piwnice to za Chiny ludowe nie dałaby się złapać. Dopiero potem przyszła refleksja, że mogła mnie przecież zmasakrować
Dziś byłam u dzieciaków z rury. Fajniutkie są, może Plinka wrzuci foto? Jeden wygląda jak sierota, ale mam nadzieję, że się podrasuje troszkę.
Dostały prochy, jedzonko i dużo głasków.
Trza będzie rozpisać dyżury głaskania...