Byłam dzisiaj w schronisku, zawiozłam kociastym jedzenie, obejrzałam i obfociłam nowych nowych przybyszy...
Zaraz wrzucę ich fotki ale najpierw panie i panowie spójrzcie w piękne oczy Jeremiaszka

Ja się nie mogłam na niego napatrzeć
Chłopak czuje się bardzo dobrze, do oczek dostał tylko gentamycynę, wyglądają już bardzo ładnie. Gdyby nie te ślady po łezkach na pysiu to nikt by nie pomyślał, że kocio miał chorę oczęta. Poza tym widać, że odpowiada mu towarzystwo Charliego, Dymcia i małego Czarusia (tego lękliwego biało-czarnego młodziaka z czarną kropką na nosku). Chłopaki wrąbały po dwie miseczki mięska i wołali, że chcą jeszcze
A to nowe kociaste:
Tiffanie nr 28, piękna mamusia z jeszcze piękniejszym dzieckiem

dzieciaczki były dwa, ale jeden poszedł już do domku:
Honoratka nr 27
Też mamunia z dwoma maluchami, przyniesiona przy mnie.
Koteczkę znalazła na swojej wycieraczce kilka tygodni temu jakaś pani. Ciężarną kicię przyjęła do domu, dwójce z czwórki maluchów znalazła dom. Nie może ich zatrzymać, bo wyjeżdża - tak brzmi jej wersja, może prawdziwa. W każdym razie kotuszki mają lekko załzawione oczka, dostały krople, oby nie wylądowały w szpitaliku.
Kicia ładna, miła, trochę przestraszona. Koteczki to słodkie, ufne maluchy.
Mruczek nr 32
Widać, że przebywał na dworze, usmotruchany strasznie, trochę przestraszony, ale ogólnie ufny, miły i mruczący. Aczkolwiek nie poddał się bez walki, gdy pani Jola próbował mu podać kroplówkę pod skórę, bo kolega nie je już drugi dzień. Oględziny paszczy wykaały nadżerę na języku - to pewnie przyczyna. Dostał zastrzyk, trzymałyśmy go we dwie, bo chłopaczysko wiło się i wyrywało. Potem zakopał się w kocyk i tyleśmy go widziały.
Kacper nr 70
Oddany wczoraj, wykastrowany, wychuchany, przepiękny kocurek. Z trudem wyciągnęłam go z kąta, w którym się zabunkrował. Obawiałam się, że jak go wyciągnę to wyskoczy mi z rąk i popędzi w drugi kąt boksu.
Chłopak tymczasem okazał się słodkim przytulakiem, dał się wziąć na ręce, głaskać. Jest na razie przestraszony i zestresowany, ale widać, że to domowy pieszczoch. Pewnie szybko znajdzie dom bo śliczny.
Dobre wieści są takie:
maluchy na kociarni czują się coraz lepiej, wczoraj pani Jola wydała jednego z zastrzeżeniem, że do doleczenia. Mówiła, że niedługo będą mogły iść do domu, ale że powinny jeszcze zostać kilka dni, żeby się upewnić, że wszystko z nimi dobrze. Wcinały mięsko aż furczało
biało-szary lękliwy kocio z klatki na kociarni, z chorym jednym oczkiem jedzie jutro do domku tymczasowego

. Zadzwonił do schroniska pan, który brał kilkakrotnie maluchy na odchowanie i usamodzielnienie. Ponieważ ma "wolne moce przerobowe" zadeklarował pomoc dla jakiegoś malucha czy też maluchów potrzebujących opieki. Po naradzie z panią Jolą wybrałyśmy tego kocurka - w domu szybko wyleczy mu się to oczko, które paprze mu się od dłuższego czasu. Dzisiaj to chore oczko to była napuchnięta, obrzmiała szparka. Pan bardzo sympatyczny, mam jego numer telefonu i maila, może się przyda w przyszłości. Będzie szukał mu domu, ma za soboą udane adopcje. Ucieszył mnie ten koontakt, bo wielokrotnie przecież zdarzało się, że do schroniska przynoszone były maleńkie kocięta bez matki, z którymi nie wiadomo było, co zrobić.
Kotuś z kolei, choć nadal przestraszony daje się głaskać bez syków i wyrywania się. Bardzo potrzebuje domu i czułości, w domowych pieleszach szybko się oswoi.
Niestety, Florek i jeden z czarnych maluchów, jego towarzysz z boksu w szpitaliku mają nadal chore oczy. Tori też znów się oczko paprze

Siedzi na razie w boksie, ale jak tak dalej pójdzie znowu wyląduje w szpitalu... Cały czas siedziała mi na ramieniu, razem z Dorotką, a jak zajęłam się Kacprem dziewczyny "przesiadły się" na Jolę
W szpitaliku jest też Mummy po sterylce, troszkę słaba, ale chyba wszystko ok.
Acha, no i wiadomość dnia
Kosma stracił jajka
W niedzielę relacjonując pani Joli wydarzenia weekendu roztoczyłam straszne wizje obmierzłych rui i poróbstwa z jego udziałem. No i black charakter poszedł pod nóż. Leżał dziś biedny i obolały, aż mi się go żal
zrobiło

Może go to trochę uspokoi, no i ciachnięty łatwiej znajdzie dom, trzeba mu tylko wyleczyć grzyba.