izka53 pisze:Manuelowa, wybacz, że to napiszę...Twoje odczucia i chęci mają tu najmniej "do gadania". Ważny jest dobrostan kota. Czasem trzeba zadać sobie pytanie, kiedy odpuścić, kiedy chęć pomocy zmienia się w uporczywe leczenie, przynoszące więcej dyskomfortu niż ulgi.
Moja kotka, ta z avatara, tak do 14 roku życia była okazem zdrowia i energii. A potem naraz "się sypła". Odeszła dokładnie pól roku temu (26.09). Miała 17 lat i cztery miesiace. Nadal mam do siebie pretensje, że nie słuchałam siebie, a TŻta. Bo on twierdził, że jej się poprawia...a ja widziałąm, że ona ma już dość. Powinnam jej pomóc tydzień wcześniej...
BTW - jej waga optymalna to było 5,2 - 5,4 kg. W momencie śmierci ważyła 2,8. I jadła, niemal do końca jadła, po 500g dziennie a nawet więcej. I chudła, i chudła, i chudła
No właśnie, gdzie jest ta granica między chęcią pomocy a uporczywym leczeniem. Nie wiem. Dzisiaj mimo wszystko przywitał mnie jak zwykle przy drzwiach, zawsze na mnie czeka. Tak samo na partnera, jakoś wie kiedy wracamy zawsze. Generalnie chodzi za nim jak pies i chce przebywac na nim albo obok niego.
Obmacuje go konkretnie codziennie, nie widzę oznak bólu, jakiejś tkliwości. To tak jakby słabł bo miało je

Normalnie się załatwia, a te duże Kupy to nie wiem z czego produkuje, ale codziennie jedna piękna i mięciutka jest. Nie wymiotuje.
Kiedy stwierdzić że już czas?
Jutro jedziemy do naszej vetki, pogadamy z nią może na ten temat. Chociaż jeszcze niedawno nie widziała klinicznych podstaw do rozmyślania na ten temat…ehh
Przykro mi z powodu Twojej kotełki, takie decyzje są mega trudne
