Coś o w miarę wolnym czwartku pisałam? Pomarzyć….
Kastrację rudego załatwiłam, z pracy wyszłam wcześnie - bo już parę minut po 18tej, nastawiona radośnie i optymistycznie planowałam mały spacerek z Ewą. Ale Ewa spędziwszy czas jakiś ze świeżo kastrowanym kocurem i jego kałużą chciała już tylko do domu. Odwiozłam, w drodze złapał nas telefon Hani B - była w pobliżu, chciała łapać, pojawiła się agresywna karmicielka, podobno szarpała klatkę-łapkę - podjadę, może uda się sytuację załagodzić. Łatwo nie było, ale chybna się udało - umówiłam się na sobotę na łapanie dwóch młodych kotów, obiecałam nie łapać dwunastoletniej kici - pani daje proverę, kociaków nie ma , kici sterylizować nie chce, bo już stara - jeszcze będziemy negocjować, na razie taki kompromis.
Zrobiłyśmy z Hanią B spacerek po okolicznych podwórkach szukając kocich stołowej, odwoziłam Hanię B na Teofilów - telefon. W ciągu dnia odpisałam na maila z prośbą o pomoc - kociaki i kotka w piwnicy - że proszę o telefon po 19tej. No to pan zadzwonił - rejon Wojska Polskiego, podjadę sprawdzić jak i co - przygotować akcję. Chociażby od strony stroju - do pracy w dżinsach chodzić nie mogę, piwnicy w jasnej garsonce i szpilkach (rajtki zwykłe, koronkowych nie lubię) wolałabym nie penetrować…
Dwóch młodych przystojnych facetów, niestety dla mnie za młodych, jeden wypatrzył kociaki w piwnicy drugiego, obaj chcą pomóc. Piwnica jak na piwnice w ogóle nie zagracona, kotka przez ażurowe drzwi spokojnie nas obserwowała - powinno mnie coś tkną, ale nie „tkło” - może zmęczona byłam. W głębi coś przemknęło - kociak
Ściany piwnicy tak do metra pełne, dalej ażurowe, drzwi ażurowe z listewek.
Weszłam do piwnicy z kontenerkiem, panowie trzymali drzwi, czyś zatkaliśmy dolna część i szczeliną pod nimi - spróbuję wyłapać kociaki ręcznie przez szmatę, na kotkę potem nastawi się klatkę. Zanim rozejrzałam się za kociaki, kotka wskoczyła na jakieś pudło i próbowała przecisnąć się przez ażurową ściankę, chciałam złapać, zrzuciłam ją, próbowała w innym miejscu, złapałam - przez szmatę, dość mam pogryzień - za skórę blisko ogona, kotka ciągnęła w górę usiłując przepchać się dziurą w ścianie, ja ciągnęłam ją w dół łapiąc za skórę coraz bliżej karku, ciągle przez szmatę - w końcu chwyt za kark, wepchałam do kontenera. Znów powinno mnie coś tknąć….
Z lekka osłabłam - jednak emocje…. Kilka głębokich wdechów, kociak jeden, drugi, przesuniecie czegoś, trzeci złapany, ostatni próbował wyskoczyć przez drzwi, nie dał rady złapany. Z braku kolejnego kontenera pakowane do klatki łapki.
Przyszła pani jednego z panów zobaczyć maluszki - bardzo lubią kota, ale mieć nie mogą, pani bardzo silnie uczulona. Rozbawili mnie pytając, czy zawsze tak szybko działamy - nie zawsze, to był wyjątkowy fuks.
Zostawiłam kotkę w kontenerku, dziś jeden z panów zawiezie ją na sterylke - już zawiózł, lecznica od 9tej czynna. Potem zobaczymy…. Słusznie czułam, że oswojona…. Wolę dzikie koty.
Więc kotkę zastawiłam w dobrych rękach, a sama pomknęłam po wielką klatkę króliczą, potem do domu po żarełko i żwirek, potem do lecznicy - gdzie cierpliwa p.Dr oglądała, odpchlała, odrobaczała, ważyła i zastrzykiwała, wypisywała książeczki zdrowia - cierpliwie znosząc moje fotografowanie. A potem do dt - „czynnego” od północy, bo Karolina akurat tak z pracy wracała.
Może trochę o kociakach?
Chyba trzy chłopaki i tłusta baba - burobiała. Od 500 do 700g. Wszystkie potężnie zasmarkane, ale oczka w miarę w porządku. W najgorszym stanie najmniejszy pingwinek - ale bądźmy dobrej myśli. Program optymistyczny t tydzień antybiotyku, tydzień przerwy, szczepienie, ogłoszenie - i prędziutko do własnych domów.
To fotki z lecznicy

*

*

*


*

*

*

Ciężko mi się dziś myśli, ale tak mi się nasunęło - jak to fajnie, że kotami w piwnicy interesują się młodzi ludzie, że to nie domena zdziwaczałych emerytek, jak niektórzy sadzą. I to nie dlatego, że w piwnicy „śmierdzi”, tylko szukają dla zwierzaków pomocy - to znaczy pewnie zawsze się interesowali, ale może krępowali się przyznać? A teraz już nie - fajnie.
I co na koniec - ja mawia Ewa, kassa….
Kociakowy sezon w pełni - więc nieśmiało przypomnę konto - to Sucharki - z ulicy Sucharskiego
71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 Fundacja For Animals Oddział Łódź 40-384 Katowice, 11go Listopada 4 - na kociaki - mamy ich już 9 - cztery ssaczki, Rosario, i te cztery

I Ania H szuka tych od wczorajszej kotki - a ona nie odpuści, znam ją.