Prakseda pisze:agacior_ek pisze:Prakseda pisze:agacior_ek pisze:Prakseda pisze:Berni powolutku, jednak jak coś się gwałtownego dzieje spyla w kąt. W relacji z kotami nie ma problemu.
A maluchy jeszcze nie demolują. To staruchy jak za nimi ganiają. Bo przecież to takie żywe zabawki, trzeba za nimi biegać, przeskakiwać je. Czasem się z którymś pokotłować, poklepać. Jak mały zbyt mocno potraktowany zapłacze, to i pocieszyć, wylizać.
Wiele osób pisze o złych relacjach miedzy kotami w dużej grupie. U mnie tego problemu nie ma. Moje stałe stadko jest po prostu przyzwyczajone do rotacji współlokatorów. Każdy nowy jest traktowany obojętnie albo witany. Słynny Moher na przykład radośnie wita każdego przybysza. Czasem za to oberwie po nosie, bo to nowy jest zestresowany w obcych mu warunkach. A małe kociaki budzą zainteresowanie wszystkich, nawet tych które tylko obserwują z dystansem.
W każdym razie smutno nie jest
Roboty tez nie brakuje (znaczy mnie, nie kotom). Wiadomo, koty to lenie i nygusy. Za to pańcia czyli domowa służba zapieprza z mopem i kuwetami zaraz po otwarciu oczu i na okrągło.
W momentach zmęczenia możesz zawsze pomyśleć, że jest ktoś, kto ci zazdrości. Ja od 6 lat żyję na bezkociej emigracji i nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam bez sprzątania kuwet...
Fakt, nie umiałabym już żyć bez kotów. Ale wolałabym mieć ich mniej. Albo mieć je tylko w domu ale nie latać już z torbami karmić bezdomniaki.
Zapraszam do Florencji! Tu problem bezdomnych kotów praktycznie nie istnieje. Ja się zawsze śmieję, że przez to nie mogę się zakocić, bo nie ma szans na powrót do domu z zagluconym kociakiem znalezionym przy śmietniku a tylko w ten sposób mogłabym przekonać do pomysłu Tżeta i właścicielkę mieszkania.
Ale za to jak już zamieszkam na swoim, nic mnie nie powstrzyma.
Całkowicie rozumiem Twoją potrzebę posiadania mniejszej ilości kotów w domu.
Szczerze mówiąc, myślałam, że chociaż w Warszawie sytuacja z bezdomniakami się poprawia. Że jest ich mniej. Niestety to były tylko moje pobożne życzenia.
Owszem jest mniej bezdomniaków, dzięki sterylizacji. Moje koleżanki łapaczki oddają do sterylek nawet kilkaset kotów rocznie. Jedna z nich w 2015 r złapała ok 900. Ma odpowiedni samochód, kilka klatek w bagażniku i jeżdzi po całej Warszawie i okolicy. Ma takie możliwości, bo jest wolna zawodowo. Wielkie zasługi ma też forumowa AnielkaG, Ewa z Koterii, no dziewczyny z wielu fundacji. m.in. z Jokota.
A Italia to cudowny i kulturalny kraj, koty mają tam w poszanowaniu. Tam kociska nie marzną tak jak u nas, a ludzie wykładają jedzenie na placach i miejscach turystycznych. Nie mają biedy. Potwierdzasz? We Florencji nie byłam, ale myślę, że dotyczy to całego kraju. Nie wiem tylko jak ze sterylkami.
Podobno papież Benedykt tez jest kociarzem, jeszcze jako biskup karmił koty po drodze do kongregacji.
Włochy są bardzo zróżnicowane i to, co dzieje się we Florencji nie koniecznie jest tym, co dzieje się w Palermo.
Wokół mnie nie widzę bezdomnych kotów. Uwierz mi, że ich szukam...
Mamy we Florencji schronisko, do którego trafiają zgubione zwierzaki, ale czworonogów w potrzebie jest znacznie, znacznie, znacznie mniej niż w Warszawie. Generalnie dużo jest kotów wychodzących, ale są raczej pokastrowane. Dużo jest kotów wychodzących na dachy! To najbardziej mnie szokuje. Wszyscy mówią, że to bezpieczne! Ja sobie trochę tego nie wyobrażam i również dlatego nie mam w domu kota. W naszym mieszkanku mamy tylko jedno mikro-okienko, które wychodzi na dach i ciężko byłoby je zabezpieczyć ze względu na właścicielkę. Kot pewnie by z niego korzystał a ja nie jestem taka pewna, czy to dobry pomysł. W każdym razie widok kotów łażących po dachach wieczorem jest częsty... Bardzo romantyczny muszę przyznać
Także na toskańskiej prowincji koty okołogospodarskie są raczej pokastrowane. Miałam koleżankę w pracy, której się okociła okołogospodarska kotka i jak jej powiedziałam, że lepiej ją ciachnąć, ona przytaknęła i powiedziała, że zołza zaszła w ciążę w wieku 6 miesięcy, zanim oni się zdążyli zorientować, że już pora na sterylkę. Koty znalazły domy w tydzień.
W Rzymie jest dużo kotów miejskich. Wszystkie pokastrowane i porejestrowane. Niestety ich stado się czasem powiększa o zwierzęta wyrzucone przez właścicieli. Taki kot jest wtedy rejestrowany jako miejski lub zajmują się nim wolontariusze. W Rzymie miejska opieka nad kotami sięga XVIII i XIX wieku. Jest nawet powiedzenie po włosku "Nie ma flaków dla kotów", którego się używa, żeby powiedzieć, że jest kryzys i nie ma pieniędzy. Wywodzi się to z tego, że w XIX wieku koty dostawały flaki opłacane przez miasto i w momentach gorszej koniunktury pieniądze na flaki obcinano. Stąd "nie ma flaków dla kotów".
Na południu niestety sytuacja kotów a także psów przypomina bardzo tą w Polsce. Dużo jest zwierząt bezdomnych. Z powodu korupcji kasa na opiekę nad zwierzętami nigdy do nich nie trafia. Jest problem psów szkolonych do walki. Władze średnio potrafią z tym walczyć. Świadomość co do dobrobytu czworonogów jest znacznie niższa niż na północy. Na pewno zwierzaki tam nie marzną, ale dobrze też nie mają. Jest dużo stowarzyszeń, które się zajmują adopcją na północy zwierząt z południa.
Na południu, w niektórych miasteczkach, funkcjonują nawet psy miejskie, które są własnością miasta.
Także we Włoszech jest różnie, ale we Florencji na pewno się nie zakocę chodząc po ulicy...