No i stało się

Moja głupota i wiara w koty została ukarana, tak wiem gromy na mnie polecą... niezabezpieczony balkon. Jedyne co mnie usprawiedliwia to to, że pod nim trawa i krzewy. Tito wypadł wieczorem z niedzielę 12-08-12 właśnie zaczynałam oglądać zakończenie olimpiady. Oczywiście od razu wybiegłam go szukać z latarką ale bidak w szoku się ukrył. Przed domem na Mielczarskiego mam bardzo dużo zieleni, krzewów, drzew, łaziłam wokół bloku wołając go. Wszystko na nic w pewnym momencie patrzę, a on biegnie do bramy - o ja głupia nie zostawiłam otwartych drzwi bo mam wrażliwych na to sąsiadów

Lecę do niego, a tu z boku ulicą idzie facet Titek tak się przestraszył, że z szybkością błyskawicy dał dyla i tylko jego napuszony ogon widziałam. Ok zaczynam nowe poszukiwania łażę wokół krzaków przy drugim bloku no nic nie widać ... nic się nie rusza no to idę pod swój blok nagle słyszę prychanie parskanie i wrzaski jak wtedy gdy koty się tłuką i z krzaków wychodzi podwórkowy kotek, którego wcześniej parę razy mijałam. Z kimś się tłukł pewnie z moim, którego uważa za intruza. Łażę wokół sąsiedniego bloku nawołując nic cisza, koło 2.00 w nocy zmęczona i zrezygnowana spojrzalam do góry na brzozę no i jest mój Tito, oczy jak talerze, szok i amok, nie poznaje mnie. Lecę do domu po karmę, jego ulubione mokre, stoję pod brzozą i wołam go, a on sie oblizuje, kokosi na gałęzi i nic. Myślałam, że nie może zejść bo brzoza ma wysoko pierwsze gałęzie no to biegiem do domu po drabinę, a żarełko zostawiłam na krzakach obok. Lecę z drabiną i w oddali widzę podwórkowca szykującego się do skoku, oczywiście słyszę całą awanturę, na brzozie po moim kocie śladu nie ma. Jeszcze połaziłam smętnie do 3,00 i do domu. Głupia po co ja po tą drabinę szłam

Rano 13 -tego pobudka o 5.00 ale ani widu ani słychu. Wieczorem kolejna akcja i w nocy ok 2,00 tez nic cisza. 14-tego rano o 5,00 kolejne poszukiwania znowu spotkałam podwórkowca, a wcześniej wrzaski - jest nadzieja, że spotkał mojego. W pracy w wolnej chwili czytam rady na portalach.. O 12.00 urywam się i jade do domu żeby karmę wyłożyć koło bramy tam, gdzie prawdopodobnie upadł. Po pracy rozwieszanie ogłoszeń, maile do okolicznych weterynarzy. Wieczorem sprawdzam piwnice i wykładam tam karmę i wodę. Późnym wieczorem widzę, że trochę karmy ubyło... W piwnicy nie ruszona i cisza. Koło 2,00 spacerując wokół trawnika z drzewami i krzewami w oddali widzę jakby cień mojego kota przebiegającego przed oświetloną bramą. Lecę sprawdzam, karmy jakby mniej cos się w krzakach rusza nawołuję i... wychodzi... jeżyk. Zostawiam uchylone drzwi do klatki... Rano o 5,00 znowu rekonesans i zamykam drzwi bo będzie awantura że nie wolno. Dzisiaj wrzucałam ulotki do skrzynek domów w okolicy i szykuję się na długi spacer po 23,00. Nie tracę nadziei ale czy ktos wie może na forum czy na Biskupinie we Wrocławiu ktoś dokarmia koty? Wierzę, że Tito gdzieś tu jest tylko musimy się odnaleźć, martwi mnie tylko, że znowu emocje mnie poniosą i nie zachowam się tak jak powinnam jak się spotkamy. Trzymajcie kciuki. Doświadczone osoby z Wrocławia proszę o kontakt i rady. Biskupin z jednej strony bezpieczny bo dużego ruchu nie ma ale ilość krzaków i zakamarków zatrważająca...może macie jakieś pomysły. Walerianę muszę kupić...
Pozdrawiam
Monika
Zdjęcie Tita
