Dzięki, Dziewczyny, jestem już spokojniejsza.
Druga trisia wydawała mi się trochę niewyraźna, więc od niedzieli siedzi osobno w odkażonej klatce po siostrzyczce, Małej Tri [*].
W ogóle akurat wtedy wszystkim malcom siadł apetyt, a moja schiza sięgała szczytu.
Teraz wygląda na to, że jest OK.
Aaaa, przy łapance do zastrzyku spryciul
Fokstrot zwiał mi pod regał (jakoś się tam wcisnął mimo zastawy kartonowej

).
Więc bytuje sobie bezklatkowo i nawet już dość swobodnie wędruje w mojej obecności po piwnicy
(stołówkę zrobiłam mu pod biurkiem, kuwetę ma tam, gdzie sam zaczął składować urobek).
Oto sprytny (i piękny) kotek Fokstrot, jeszcze "zapuszkowany"
(to ten, który najdłużej unikał złapania i który podobno od początku wypuszczał się na samodzielne wyprawy):

Natomiast przyniesiony spod bloku
Klemens nadal siedzi w piętaszkowej klateczce.
Zabrałam go do weta przy okazji wizyty z biedną Małą Tri.
Wyjęty z klatki zwija się jak ślimaczek. U weta pozwala na wszystko.
Osłuchowo dobrze. Dostał zastrzyk przeciwzapalny i wzmacniający.
I okazało się, że jednak słyszy!

Pewnie był po prostu taki otępiały, z głodu, zimna...
Po chwilowym spadku apetytu teraz już ładnie je. Dokarmiam convem, bo chudziutki i leciutki jeszcze jest.
Odrobaczę w weekend (żeby mieć baczenie). I chyba trzeba mu badania krwi zrobić przed dołączeniem do stadka?
Piętaszek wyemigrował do kuchni, gdzie gania jak wiewióra i głośno
żąda, żeby z nim być!
Albo żeby go wypuścić do tych dużych kotów! (duże koty mocno skonsternowane). On nie chce siedzieć sam!
Zastanawiam się nad przeniesieniem go z powrotem do rodzeństwa, gdy już sytuacja w piwnicy się unormuje (m.in. stan trisi i Klemensa).
Z drugiej strony, rozważam przeniesienie całego towarzystwa do mieszkania, oczywiście w klatkach.
Piwnica wprawdzie jest ogrzana, dość widna, ale w mieszkaniu mogłabym szybciej je oswajać i lepiej obserwować.
Poza tym doszły już do mnie opinie, że
trzeba być porąbanym, żeby w piwnicy trzymać koty,
no i przy takim stadzie mogą pojawić się problemy zapachowe, mimo sprzątania, odwaniaczy itp.
Kłopotów więc ino patrzeć, a ja nie mam teraz ochoty na konfrontacje.
Z trzeciej strony, będzie to stres dla wszystkich, zwłaszcza rezydentów,
którzy jeszcze nie do końca zaakceptowali dwóch burych tymczasów (po ponad pół roku!).
Nie mówię już o najstarszej rezydentce Kici, która kiedyś była jedynaczką, a ja ją tak dokociłam,
że straciłam jej względy i Kicia wymaga osobnego pokoju, bo z tą całą hałastrą zadawać się nie będzie.
A pokoje tylko dwa.
No i miałabym wtedy w mieszkaniu 13 kotów!
