Byłam dzisiaj u weta z maluszkami- mamy nadzieję, że już ostatni raz, temperatura dzisiaj w normie, qpal ładny, dużo jedzą, dzisiaj były podane ostatnie lekarstwa.
Potem zabrałam koteczkę z piwnicy, tą która w zeszły czwartek pogryzła Martę(Marta nazwała ją Lea)- jej stan jest ciężki, przestała jeść, jej nerki obecnie nie pracują, to co wypije, a pije bardzo dużo, natychmiast wysikuje w formie przeźroczystej wody, ma mocznice, bardzo złe wyniki krwi, zakażenie, straszne nadżerki, straszne odwodnienie, nerki na usg zwłóknione i zdeformowane, ma ponad 10 lat, zęby w złym stanie- ale na szczęście nie ropne, temp. ciała 35, koci katar, początkowy zanik mięśni, biochemie mamy tylko tą z zeszłego tygodnia z Polanki, bo dzisiaj przez 15 minut wetki (bo teraz jeździmy na Akademię Rolniczą) utoczyly tylko jedną kroplę krwi na morfologię, tydzień temu miała kreatyninę 2,8 mocznik 221, to jeszcze nie są tak złe wyniki, bo Tygrys na wejściu do nas miał kreatyninę 4,4 (w ostatnim badaniu 3,0) szkoda, że wtedy wetki nie powiedziały nam o tak złym stanie kotki, bo by już od tygodnia na kroplówki jeździła, kazały tylko obserwować tydzień jak je i przywieźć na kolejne badania, wtedy nie dostała nic na koci katar. Szkoda mi jej ogromnie, i mam trochę żalu do wetki, która zaleciła nam obserwację kotki, nie wdrażając żadnego leczenia, bo i tak jeżdżę od tygodnia codziennie prawie do weta na Rolniczą, więc mogłam ją też zabierać na kroplówki skoro i tak jeździłam z innymi kotami, będziemy o kotkę walczyć i chyba też czeka ją u nas kocia emerytura jeśli wyjdzie z tego stanu.


