

Oto najświeższe foty Buraka. Pierwsza z wczoraj, gdzie widać podczas spaceru po domu, że najbardziej interesują go drzwi, za którymi siedzą koty. Na chwilę zakiciałam, żeby pyszczek pokazał. Druga sprzed chwili, kot po spacerze, po wypróżnieniu się do ICH kuwety, wypoczywa po obiadku (chrupki nerkowe + mleko), ale w każdej chwili gotów jest popędzić kota pozostałym futrzakom.
Wczoraj doszło do kolejnej bójki. Burak jak strzała wyprysł z pokoiku, zanim zdążyłam temu zapobiec. Kiedy dobiegłam, już kłębił się z Psotą pod biurkiem. Zdołałam na moment je rozdzielić, a gdy Burak ruszał w dalszą pogoń, przytrzymałam go za ogon, potem za kark i pod paszki - i tak wyniosłam go z pola walki. W pokoju dyszał jeszcze z wrażenia, rwał się dalej do boju, ale wygłaskałam go i uspokoiłam. Reszta rozpamiętywała przerażona to wydarzenie - Szkrabek za zasłoną, spoza niego wychylała się Żabcia. Jednak koty szybko doszły do siebie, bo zaczynają rozumieć, że to znacznie groźniej wygląda, niż jest w rzeczywistości. Mimo tych starć, żaden jak dotąd nie doznał uszczerbku - poza kocią godnością.
Burak nie jest agresywny, tylko napalony. Miauka do nich, nie słyszałam, żeby syczał czy warczał. To one reagują agresją, kiedy śmiało i bezceremonialnie próbuje naruszyć ich nietykalność. Zapewne na cmentarzu tak uganiał się za kocicami, a ponieważ pełnowartościowych tam prawie nie ma, musiał gdzieś dalej wędrować, co na zdrowie mu nie wyszło.
Dziś lekko go maznęłam Frontlinem, boję się go potraktować advocatem przy niepewnej wątrobie i nerkach.
Łapanie moczu odłożone do przyszłego tygodnia, bo w tym muszę być w pracy. Chyba przy cudzych kuwetach się zaczaję z warząchwią, bo one go stymulują do działania.