Na cale szczescie od tamtej pory zaden z kotow nie zwial, ale za to Dziczek znow ma rujke, gorsza niz kiedykolwiek, jest naprawde meczaca z tymi swoimi spiewami
Zabawnie reaguje Dorian, generalnie ucieka, albo na nia burczy, albo sie obraza, albo ja tlucze, albo sie nia bawi, doprowadzajac ja do szalu. On sie czesto teraz uklada na krzesle wiec ona wije sie wokol nog i go zaczepia, on natomiast wtedy poluje na jej ogon no bo sie tak fajnie wygina i porusza

Didi albo ucieka albo zagryza Dziczka, co nie musze dodawac, rowniez nie dziala na nia jakos uspokajajaco
Dalia zdrowieje, jej wstretna, paskudna rana wreszcie naprawde sie goi, juz ma okolo milimetra, ale niestety biedna kotka wciaz musi byc w swojej znienawidzonej czapce wiec nie chce chodzic, mysle ze to taka demonstracja, bo stan lapek jest zdecydowanie wystarczajaco dobry. Nadal jest najszczesliwsza jak moze kolo mnie lezec, wciaz chetnie pozwala, zeby ja nosic do kuwetki i karmic na lozku. Z reki. Po kawaleczku.
Wychowalam potwora?
Koty juz mniej na nia sycza, teraz raczej nie zwracaja uwagi, chyba ze cos je

Dzis nawet Didi lezala na tym samym lozku co ona, moze w drugim koncu, ale zawsze.
Ciekawa jestem kiedy nasze zycie wroci do normy...