aga&2 pisze:CO do brytyjczyka - potem im wyrośnie na takiego Yorka co to go ostatnio dziewczyny z dogo znalazły. coś "prawie" jak York.
Nie znam się na cenach (tu Anię i Krzysia chyba trzeba by spytać) ale rodowodowe są chyba niewiele droższe?
Trudno powiedzieć nam o cenach na dziś dzień. Franuszek kosztował nas 1500zł i to prawie dwa lata temu była standardowa, hodowlana cena brytka "na kolanka". Wtedy była tylko jedna hodowla w Polsce której koty były droższe od 500 do 1000zł, hodowla bardzo utytułowana i ich kociaki były tego warte.
Żadna hodowla nie sprzedawała taniej kociąt.
Ceny kotów "do hodowli" zawsze wahają się między pięciokrotnością a dziesięciokrotnością ceny na kolanka i różnią się tym, że mają dopisek w rodowodzie (najczęściej odręczny hodowcy) o konieczności kastracji, bardzo niewielu hodowców decyduje się na wczesną kastrację przed wydaniem kota właścicielowi. Co zdrowe specjalnie nie jest, ale na pewno zabezpiecza hodowcę w 100% przed bezprawnym pokryciem kota oddanego "na kolanka").
I kilka słów o rodowodach...
Każdy kot z hodowli ma rodowód. Nie ważne jak wygląd i czy spełnia wymagania danej organizacji (FIFe, WCF). Jeśli tak sytuacja zaistnieje (np. kot urodzi się bez łapy), kocię otrzyma dodatkowy dopisek w rodowodzie, że nie nadaje się do reprodukcji, bądź (jeśli np. ma niewłaściwy dla profilu rasy kolor oczu, niedozwolone ubarwienie etc.) dostanie podobny dopisek. Pozwala to na utrzymanie zdrowia genetycznego i prawidłowości profilu rasy.
Rodowód jest po prostu takim "aktem urodzenia" z zarejestrowanych hodowlanych kotów, które na pewno nie przeniosą wad genetycznych i niewłaściwych cech na następne pokolenia.
Istnieje jednak sytuacja, ze rodzice są rodowodowi, a dzieciaki jednak nie. Ma to miejsce, kiedy hodowla, a raczej pseudohodowla, nie uzyskała przydomka, czyli mówiąc po polsku - prawa do reprodukcji. Nie jest to trudne zadanie - kot musi pojeździć po wystawach aby otrzymać certyfikat hodowlany (pozytywna ocena trzech niezależnych sędziów, potwierdzona na piśmie). Każdy więc kot z rodowodem, może "rodzić" rodowodowe dzieci.
Opowieści rozmnażaczy o tym, że chciał kotom oszczędzić nerwów i nie zabierał ich na wystawy można o kant d.... rozbić. Uzyskanie certyfikatu hodowlanego to podstawowy obowiązek każdego hodowcy, bez tego nie ma hodowli!!! Zresztą przy zakupie kocięcia od tak tłumaczących się ludzi nie mamy zupełnie żadnej pewności czy jest to na pewno kot pochodzący od tych rodziców.
A co nam daje rodowód?
Po pierwsze pewność, że z kota nie wyrośnie (jak wspomina wyżej Aga) pseudokot, ale to w sumie jest najmniej ważne (różne ludzie kochają dziwadła). O wiele ważniejsze jest to, że mamy pewność, że kot nie ma dziedzicznych wad genetycznych. I jeszcze ważniejsze - dysponując numerem rodowodu i kodem s/n mamy możliwość prześledzenia przynajmniej 20 pokoleń przodków wstecz i tym samym przeanalizowania ewentualnych schorzeń, które u nich wystąpiły.
Poza tym...
Organizacje, a przynajmniej FIFe, określa zasady na jakich mogą być wydawana kocięta, czyli np. wiek kota w momencie wydania (minimum 12 tygodni) czy szczepienia (pełny program szczepień przeciwko panleukopenii i kociemu katarowi). Określa także ile razy w ciągu roku kotka może mieć kocięta (maximum 3 mioty w ciągu 24miesięcy), czy warunki jakie należy zapewnić kotu do życia. Jeśli hodowca ich nie spełnia może zostać obciążony karą pieniężną, lub w najgorszym przypadku nawet utracić przydomek hodowlany.
EDIT: Zapomnieliśmy. Sam rodowód to koszt 40zł Tyle kosztuje wystawienie dokumentu przez związek. Przy kwocie którą za kota trzeba zapłacić (nawet jeśli jest to 1000zł, czy jeszcze lepiej - 600zł) suma ta wydaje się po prostu śmieszna. Tym samym tłumaczenie "nie dostaniesz rodowodu, bo dzięki temu zapłacisz mniej" jest głupia...