Może niektórzy pamietają burą Jańcię ?

Mokkunia na pewno, bo organizowała jej podróż do nowego domu w Warszawie i Georg_inia też, bo to jej ulubienica była
Z jej Dużą od momentu adopcji Jańci jestem w kontakcie, od czasu do czasu pogawędziłyśmy sobie długo, długo (tzn. głównie ja się wymądrzałam na ogół

), ale naprawdę najmilsze mojemu sercu wieści usłyszałam w okolicach majowego długiego weekendu

.
Otóż pani Małgosia po pojawieniu się Jańci u niej, nie mając wcześniej doświadczenia z kociastymi dzwoniła, prosiła o różne rady ... ogólnie mówiąc początki i nie tylko nie były łatwe. Jańcia to w sumie miła kotka, ale ma za sobą swoje przejścia i związane z tym zachowania, nie trafiła też do niej zdrowa (miała chore uszy i nie tylko), pani Małgosia z kolei nigdy wcześniej kota nie miała, różne uciążliwości ich wspólnego życia, pielęgnacji kici i jej oswajania, dawały jej się mocno we znaki. Do tego stopnia, że nawet rozważała szukanie jej innego domu

. Włos mi się wtedy jeżył na głowie i w każdej rozmowie pocieszałam, mówiłam, że będzie lepiej (nawet sama nie do końca w to wierząc

), że kicia ją w końcu zaakcpeptuje, że się dogadają, że się poukłada ... każdorazowo widząc na wyświetlaczu nr telefonu pani Małgosi miałam atak serca, że znów coś nie tak, że jakiś problem albo co gorszego ...
Na szczęście jej cierpliwość i dobre serce, wzajemne oswajanie (a pewnie i rady i wsparcie jej zakoconej przyjaciółki) sprawiły, że kotunia w końcu się pięknie zaaklimatyzowała, pani Małgosia zaakceptowała w pełni i pokochała tego potfforka. Jańcia jest teraz domownikiem pełną gębą - kochanym i rozpieszczanym. Uff, uff, oby tak dalej
