» Sob maja 03, 2008 14:52
Kochani. bedę bardzo wdzieczna za pomoc w ogłaszaniu Lusi. Mam nowe foty, jutro wkleję do wątku, dziś mam chwilowy dostęp do sprzetu jedynie.
Uprzedzam, że będę mocno maglować domki. (!!! tak mocno, jak tylko potrafię) Koteczka jest przecudowna, kocha ludzi. Ba, całą ludzkość! Gdy wskoczy na kolana, to siedzi uparcie, zapierając się mocno łapkami i patrząc głęboko w oczy... Po tym co ją spotkało ze strony 'ludzkości' nie można pozwolić sobie na kolejny falstart...
Lusia odrobaczona jest, jeszcze jej nie zaszczepiłam, ale zrobię to lada dzień. Koteczka czuje sie dobrze.
***
Teraz doniesienia z działek w Łagiewnikach. 1 maja wybrałam się tam porozmawiać z karmicielami, osobami ogólnie sprzyjającymi kotom, dokarmiającymi je w sezonie. Próbowałyśmy złapać nieuchwytną ciężarówkę, czarną Kasię w białych skarpetkach( stado w tej okolicy jest już wykastrowane) Niestety, ciężarówka bala się klatki-łapki, obcej osoby. Wyciągała z łapki przynętę, i przy tego typu manipulacjach klatka zatrzasnęła się z hukiem. To wystarczylo, aby ostatecznie zniechęcić Kasię.
W ramach rekompensaty złapałam ciężarną trikolorkę, która dokarmiana jest w innym miejscu, przez inne osoby, matkę i syna.
Przy okazji dowidziałam się, na czym (w tym konkretnym miejscu) polega "dokarmianie" i "opiekowanie się kotami" na działkach...
Osobom o słabych nerwach nie radzę czytać dalej
Kotów jest ok 5-6, w tym trzy lub cztery młode brzuchate koteczki - cudne szyklretki trikolorki, jedna czarno biała. Wszystkie koty młode, generalnie nie żyją długo, z reguły jesienią i zimą są systematycznie 'trute'.
Truciciel jest ponoć nieuchwytny.
Dramat....
"Opiekunka" przyjeżdza wiosną, karmi koty latem, pozwala kotkom się rozmnazać, "bo kocięta są takie rozkoszne, wie pani, jak one ślicznie brykają jesienią... " A zimą zostawiane są samopas. Konczy się jedzenie, opieka.
"Takie życie" powiada syn pani.
Podtruwane, jednosezonowe koty przychodzą umierać na działkę. Konają w mękach pod tują, na oczach tych ludzi, w miedzyczasie zapewnie pielących grządki...
"Pochowaliśmy juz ich kilkadziesiąt" chwali się syn.
Nie powiem, co wtedy pomyślałam.
Jakie słowa cisnęły się na usta.
Jak próbowałam trzymać nerwy na wodzy...
Chyba mi się to udało, bo pozwolili łaskawie złapać jedną z kotek.
Kastrować wszystkich nie chcą, gdyż 'zabraknie kotów"
A przecież "kocięta jesienią są takie ładne i rozkoszne"....
W koncu pani powiedziała "tę może pani łapać"
Syn "Tak, łapcie tę brzydką. Ta ładna niech rodzi, ma fajne kociaki, tej nie pozwalamy łapać" krzyknął płosząc białoczarną brzuchatą koteczkę
***
Dziś rano pojechałam tam ponownie z TZtem. Udało się złapać nieuchwytną Kasię.
Klatka łapka i Kasia zostały zamknięte razem w altance. Kasia była na tyle głodna, że skusiła ją przynęta.
Później dotarła do nas annskr i wspólnie zapolowaliśmy w miejscu "jednosezonowych płodnych trikolorek"
Niestety, złapał się tylko kocur. Polowałyśmy bez wiedzy właścicieli działki.
Jutro próbujemy ponownie.
Mamy nadzieję, że nikt nas nie zadenuncjuje.
Prosimy o kciuki!