Niestety bidulka w nocy wyszła z kaftana (choć powiązany był w chinskie węzły)- dobrze ze wstawałam jej doglądać. Założyliśmy jej kołnierz. Męczy sie, ale nie chce ryzykować ze znów zdejmie kaftan i zacznie sobie wylizywać.
Zbudowałam jej taki domek z kartonu i ręcznika - chyba jej sie tam podoba, lubi tam siedzieć.
Wczorajszy zastrzyk poszedl gladko - nawet sie nie zorientowala, ze cos jej robimy. Dziś od 5:00 praktycznie co chwila do niej chodziłam, i w końcu postanowiłam zrobić jej drugi. Niestety, chyba jest bardzo obolała, bo tym razem podskoczyła od ukłucia tak, ze sporo leku poszło na palce... Więc następny dam jej koło południa, i może zaniosę ją z tym zastrzykiem do pobliskiej kliniki.
Po zastrzyku wystarczyło powiedzieć jej pare miłych słow, pogłaskać, i... mimo bólu, kot sie rozmruczał. Kochana...