Trochę nas nie było widać, ale szybko nadrabiamy.
TŻ przeżył weekend, Mia też - była podobno miła

, przychodziła rano na mizianki, wywróciła 3 kwiatki, czyli norma.
Ja wróciłam w niedzielę wieczorem, poszalałyśmy z kiciusiem. Kładziemy się spać, a Mia zaczyna się drzeć jak stare prześcieradło. Chodzi i wyje. I tak całą noc, z małymi przerwami

. (Miauki takie rujowe, ale innych oznak nie ma.) Oczywiście skoro świt, 5 minut przed budzikiem kicia się rozmruczała, przytuliła i spałaby...
Oj, kicia zaczyna w ostatnich dniach czynić ostrą demolkę - firanka nieobca, broń boże przy niej podlewać kwiatki, bo od razu jest w doniczce, trzeba było już jedną zakleić. Dzisiaj w nocy na szczęście już mniej się darła, o 5 rano najlepsza zabawa piłeczką pingpongową na płytkach (biedni sąsiedzi), itp. itd.
Rano już były ostre jazdy - najchętniej to by fruwała po chałupie. Jak nie śpi, to chodzi, skrzeczy, zaczepia, żeby się z nią bawić. Bardzo przyjacielska istotka.
Ostatnio bardziej surowe kici podchodzi. Wczoraj weszła do kuchni, powąchała gotowanego kurczaka, zakopała, po czym wskoczyła na ladę kuchenną (niestety, u mnie łazi gdzie chce, tylko nie po beniaminku), powąchała mojego pomidora ze szczypiorkiem i jeszcze porządniej zakopała

. Odwróciła się na pięcie i poszła

.
Byliśmy dzisiaj na kontroli u weta. Jeszcze przez 2 tygodnie mamy dawać kropelki do uszu, jak będzie dobrze, to zostanie zaszczepiona i wtedy, gdzieś po 2 tygodniach można by ją sterylizować. Kicia jak zwykle popłakała w drodze, ale z powrotem była taka ulewa, że nawet jak by coś kwiczała, to i tak by nikt jej nie usłyszał. My przemoczeni do suchej nitki, a kiciulek suchusieńki (parasol był, ale dla kota

).
Miłe to kocię, nawet wet ją wypieścił i wychwalał pod niebiosy, a ona dzielnie wbita w kontenerek, jakoś zniosła te pieszczoty

.