sylwiah2, bardzo, bardzo Ci wspólczuję. Chyba wiem co czujesz....
Czytam ten wątek i chce mi się płakać, bo przypomina mi się mój Shogunio, który odszedł w te wakacje po 7 letnim życiu z nami...

Wyjechaliśmy na wakacje, opiekowali się Nim rodzice mojego TŻ. Całe swoje 7-letnie życie był wzorowo zdrowym, bialutkim, słodkim kocurkiem, i nagle zaczął być osowiały, przestał jeść, leżał w jednym miejscu. Weterynarz, spytany o przyczynę jego zachowania (nie ogladał Go wtedy) powiedział, żę przyczyną może być tęskonota za nami... Po dwóch dniach, gdy poszli z nim do weta okazało się, że ma ciało obce w jelitach, ale jest w już takim stanie, że nie wiadomo czy przeżyje operację. Rozmawiałam z wetem przez telefon - będąc za granicą - powiedziałam, że nawet jeśli jest 1% szansy to niech operują... Lekarz mu dawał 3-5%... Nie przeżył...Nie mogłam nic zrobić..... Czułam ogromną bezradność i poczucie winy,że nie byłam przy Nim na miejscu - przecież od razu (a nie po dwóch dniach) wiedziałabym, że coś jest nie tak... Może bym Go uratowała.....
W czasie operacji wyjęli to obce ciało - które okazało się orzechem laskowym w łupince, dlatego soki trawienne w żołądku nie mogły sobie z nim poradzić. Niesamowite jest to że takie orzechy mieliśmy w domu 2 lata temu na święta i mniej więcej tyle ten orzech musiał leżeć Shoguniowi w brzuszku, co potwierdził wygłąd łupinki, mocno "nadgryziony" przez kwasy żołądkowe. W pewnym momencie przesunął się do jelit i utknął... Pech chciał, że nas wtedy przy Nim nie było. Nie mamy pojęcia ja On go połknął...
Teraz jest z nami Kicia (na którą zwróciła moją uwagę Jana

) Kicia jest cudowna, ale cały czas mam w pamięci mojego kochanego Shogunia i cały czas żałuję, że Go już nie ma. Nowy kociak napewno nie zastąpi tego, który odszedł, ale na pewno pomoże przetrwać ten trudny czas tęskonoty, bólu, poczucia winy (my byliśmy gotowi na nowego kociego mieszkańca po 2 miesiącach po śmierci Shogunia). Czas też robi swoje....
Rozpisałam się bardzo, ale tkwiło to we mnie i musiałam w końcu o tym napisać. Mam poza tym nadzieję, że ta historia zwróci uwagę na to ile rzeczy nie postrzeganych przez nas ludzi jako zagrożenie dla kota, może się nim okazać.....
Trzymaj się cieplutko, pozdrawiam.