zutor pisze:koty- ślicznoty! Pufcio do schrupania! jaka jest jego historia (no chyba że nie doczytałam- przepraszam).
p.s. i czemu piszesz w nocy? potem wątek spada i nie mogę go znaleźć, i mało kto się odzywa...
Piszę w nocy,bo nocny marek ze mnie.
Do tego pracuję ostatnio do póżna {23:00),jak wracam muszę najpierw "wybiegać" psa,
dać czeredzie kolację,a może podkolację?
Przypilnować kocie mordy aby trafiały tylko do własnych misek.
Jak siadam do komputera to najpierw trochę poczytuję,
a w międzyczasie robi się noc,a ja piszę.
A właśnie,masz jakiś watek swoich kociastych,chętnie obejrzałabym
i poczytała,bo prawdziwe perełki z nich.
-----------HISTORIA-NIEHISTORIA PUFCIA.---------
Historia Pufcia jest bardzo banalna,bardzo krótka i chyba nieciekawa.
Nawet nie wiem czy można to nazwać historią.
Pewnego dnia wpadła do mnie siostrzenica.Zza pazuchy wyjęła rozczochraną,puszystą,białą kulkę.
Kulka przykleiła się jej do kolan i zaczęła wydawać mruczące dżwięki,
a od czasu do czasu wzdychała słodko i głęboko: puf.

No to już wiecie skąd imię takie a nie inne.
Powiedziała (siostrzenica,nie kulka),że jej kumpela miesiąc temu kupiła tę kuleczkę,a wczoraj wpadła do niej,mówiąc:
masz go,rodzina go nie chce a my w niedzielę jedziemy do Anglii.
Moja siostrzenica (od dziecka silnnie uczulona na rózne pyłki i sierść,z astma włącznie ),powiedziała jej,
że przecież nie może go wziąść bo lekarz zabrania,a poza tym sama za parę miesięcy jedzie do Anglii.
A kumpela na to,to dasz go komuś,ja nie mam czasu dawać ogłoszeń i czekać aż ktos go kupi.
Tak więc siostrzenica już nie protestowała,bo kociak mógłby trafic do pseudohodowli.
Kociak miał być rasowy i zaszczepiony.W tą rasowość trochę powątpiewałam.
I chociaż siostrzenica ma alergię,to w ich domu zawsze były i psy i koty i różne inne żwierza.
Jednak wyjazd już niedługo i pomyślała,że ja poszukam kociakowi domu.
Zwyzwałam ją strasznie,jak mogła mi to zrobić.
doskonale wszyscy wiedzą,że nie potrafię oprzec się kłakom,a już na pewno nie białym .
Nic na to nie mogę poradzić.Został.
Już na drugi dzień kociak żle się poczuł.Wyciek ropy z oczek,nosek w strupach,temperatura 40 stopni.
Nie wiem czy już miał wirusa,czy złapał u mnie,po moim ostatnim tymczasiku.
Wtedy okazało się,że kot nie szczepiony,bo" kota zaszczepić mieli,ale zapomieli".
Rodowodu też do tej pory nie dosłali,więc myśle,że to kotek z rozmnażalni,tylko niektórzy nie rozumieja,że rasowy to tylko kot z rodowodem.
Jeśli nawet jest z rozmnażalni,to jest super kociakiem,pogodnym przytulakiem,uwielbia noszenie na ręku,buziaczki,a wraz z wybiciem
budzika przychodzi na obowiązkowe łóżkowe mizianki.Nawet wet był nim zauroczony,bo mówi że persy to straszne despoty się robią.
Koci katar przechodził okropnie i z powikłaniami.Myślałam,że nie przeżyje,

na szczęście udało się.Trochę jeszcze trwały powikłania,
ale jakoś w końcu udało się go zaszczepić.
Zaraz potem zapalenie jelt.
Co godzinkę mycie pupy.
Brakowało już ręczników,a w obawie przed przeziębieniem,w ruch poszła suszarka,ze specjalnym delikatnym nawiewem.
Okazało się jednak,że suszarka jest BE,bo robi szu-szu,no i oberwało się
pasqdnej szu-szarce.
Weci utoczyli sporo krwi mojemu portfelowi,ale w końcu maluch zdrowieje,chociaż wciąż jeszcze czyscimy uszka i smarujemy nosek.
A cała moja rodzina oraz znajomi zostali poinformowani,że jeśli przyniosą mi coś kudłatego i białego,to zostaną jego dożywotnim sponsorem.
