No, jak w tytule. Na parkingu podziemnym w Geancie. Ruch, jak na Marszałkowskiej w południe, samochody i ludzie, dzikie tłumy. I miaukanie usłyszałam. Takie wzywająco-wystraszone. Najpierw myślałam, że to z głośników, bo jakaś dziwna muzyka leciała. Ale oczywiście dusza kociary usilnie przekonywała mnie, że to kot. No to wsadziłam siostrę do samochodu, a sama jeszcze raz poszłam zobaczyć.
I na całym ogromnym parkingu wlazłam prawie na nią, a raczej ona wylazła do mnie spod samochodu. Zakiciałam i podeszła, dała się wziąć na ręce.
No to co, wzięłam małą, bo nie mogłam jej zostawić przecież.
Ma poniżej roku, jest chuda, jak szparag, bura i ma piękne ogromne piwne oczyska.
Prawdopodobnie ma rujkę, bo drze pyska okrutnie.
Na razie siedzi w łazience u mnie, zahaczyłam tylko o dom, bo musiałam jechać do Rodziców, więc wsadziłam ją do łazienki, postawiłam miseczki z jedzeniem i piciem i poszłam. Nie wiem, jak tam teraz, za jakieś dwie godziny dopiero w domu będę.
Tak na pierwszy rzut oka zdrowa jest, oczy czyste, uszy trochę brudne. Śmierdzi jej z pysia ciut, ale może to z głodu.
No, to wesoło będzie. Jak mi będzie się wydzierać w nocy, to ją zaknebluję!!!
