Tak naprawdę to niewiele z Martą zrobiłyśmy, prócz tego, że spędziłyśmy popołudnie i wieczór z Racuchem. Co zresztą było czystą przyjemnością ze względu na jego cudny charakter.

Cieszę się, że mogłam pomóc, a Racuch zaufał mi na tyle, by dać się wziąć na ręce i nie prysnąć gdzieś w drodze do mieszkania. Biedak musiał być już strasznie zmęczony, zdesperowany i głodny.
Koty domowe zaś mam dwa - ukochaną Łaciatą o wielu imionach (l.13) oraz Scyzora (l.5). Niestety, odkąd wyjechałam na studia, widuję je zdecydowanie nie tak często, jak bym chciała.
