» Śro cze 05, 2013 9:43
Re: Odratowane Maluchy - nasze zmagania ...
Kochane, kot zagadka. Wczoraj dostał kupę leków, silny antybiotyk, leżał i leciutko ruszał mu się brzuszek -znak, że oddycha. Miałam wrażenie, że obniża mu się temperatura i okryłam kocykiem, wiedziałam, że jak umrze, to chociaż w śnie, na spokojnie. Miałam zajebiste lęki, że jak wejdę do pralni, to on będzie nieżywy. Nakarmiłam resztę, bo Zorruś nie kontaktował, wzięłam uspokajacza i położyłam się spać. Wczoraj kotuś był w lecznicy do 19 tak w ogóle i weci nie wykluczyli, że nie umrze, więc nakręciła się na maksa. Podejrzewali coś wirusowego. Kazali odizolować malucha, oporządzać w rękawiczkach. Dramat. Od razu wizja - że padnie mi całe stado. Z mężem siekiery, stres już swoje robi, pokłóciliśmy się. Jego wkurzam ja i odwrotnie. Wstał o 4 i ja się obudziłam i serce biło jak oszalałe. Bałam się, że Zorro nie żyje. Zorro wyszedł z kartonu i zjadł mleczko, później poprawił przed 8. Znowu lecznica, inny zamówiony silny antybiotyk. Weci dali mu czas do rana. Zdziwili się, że jest tak dobrze. Nie wiem co myśleć. W sumie, to już nie myślę. Co będzie, to będzie. Dostał jakiś silny antybiotyk na blokadę mózg-krew, czy jakoś tak. Teraz się wtulił ew rodzeństwo i śpi. Wetka miała taki przypadek, że w stadzie były 3 silne kotki, a pozostałe nie.