ewar pisze:Marta, jak Ty to wszystko ogarniasz?

Chyba siłą rozpędu
Porobiło się.
Niestety z kotami pojadę dopiero w czwartek na badania. Dziś ten mój zaufany wet nie przyjmował, miał tylko rano operacje. Umówiłam się z nim na czwartek. W sumie dwa dni niczego nie zmienią. W międzyczasie pojechałam do miejscowych wetów po leki dla Klary na grzyba. Jednak na miejscu doszliśmy do wniosku, że i tak jeszcze przez trzy dni Klarcia dostaje antybiotyk, więc lepiej nie mieszać wszystkiego. Poza tym, na jutro mają sprowadzić jakiś test na grzyba. Pobiera się włosie od kota, umieszcza w tym testerze i po trzech dniach coś się hoduje albo nie. Mówią, ze wolą to sprawdzić. A może to jednak nie grzyb. Może zaburzenia hormonalne, miała przecież to ropomacicze. Nie chce mi się wierzyć w aż tak optymistyczną wersję, ale może . . .
Rano zrobiłam Klarci zastrzyk. Została zawinięta w gruby kokon w stary sweter, przygnieciona drugą para rąk i udało się. Wierzgała i parła do przodu, ale poszło.
Później pojechałam na działki na karmienie kotów. Był ten mały pingwinek, ten najbardziej chory. Ale on zawsze tam jest. Jestem stu procentowo pewna, że to brat lub siostra małej Emi. Kociak bardzo kaszle, gra mu w płucach i świszczy, a oczy zalepione. Od pewnego czasu czaję się na niego, ale on jest bardzo czujny i dziki. Wszelki próby złapania go nie powiodły się dotychczas. Aż do dzisiaj.
Gdy koty zajęły się jedzeniem, to ja kręciłam się w szopce. Dosypałam suchej, nalałam wody i udawała, że dalej coś tam sobie robię. Mały zmniejszył czujność i zajął się jedzeniem. Wtedy pustym wiaderkiem po suchej karmie szybko, aczkolwiek delikatnie nakryłam go. Został uwięziony. Nawet się nie szamotał. Dezorientacja. Inne koty popatrzyły z pewnym zdziwieniem i podejrzliwością, ale bez paniki. Wtedy podsunęłam pokrywkę od wiaderka pod spód i tak zaniosłam kota do samochodu. W zamkniętym samochodzie przełożyłam go do klatki.
Tak, specyficzny sposób łapania, ale w licznym stadzie łapka nie zdaje rezultatów, podbierak je płoszy. A tak wszystko odbyło się humanitarnie, bezstresowo, dyskretnie. Bo ważne, żeby innych kotów nie spłoszyć.

maluch już w domu
Prawda, że podobny do Emi? Tylko chory i zaniedbany. Zjadł już trochę.
Do wizyty u weta w czwartek jest u mnie, a później już z lekami zawiozę go do mojej koleżanki Renaty. Dostałam dziś maila, że klatka została wysłana, więc może już nawet do czwartku będzie. Bo teraz siedzi w małej klatce, ostatniej już jaką mam - po króliku.