Nadbużańskie koty - do zamknięcia

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon sty 07, 2013 21:14 Re: Nadbużańskie koty - bar na kółkach - str. 7

Z grzybicą mam doświadczenie - moja bullka[*] była na nią leczona. Tylko my, z uwagi na ogólne wyniszczenie organizmu suczki nie walczyliśmy objawowo tylko postawiliśmy na wzmocnienie odporności co dało zaskakująco dobre efekty. Powodzenia w walce z grzybkiem :ok:
Obrazek

Iwlajn

 
Posty: 515
Od: Śro paź 21, 2009 19:35

Post » Pon sty 07, 2013 21:21 Re: Nadbużańskie koty - bar na kółkach - str. 7

My się grzyba nie boimy, piękną Neskę przechwycimy. :P OK. Jeśli Tworki jeszcze otwarte...

Zakładam, że wszystkie poza Klarą są zdrowe. Taki mały cud noworoczny. A tu Klara się pewnie jeszcze oswoi... :P

Romana koniecznie do domu. Przecież ten Pan pozwoliłby mu umrzeć w męczarniach... :evil:
Obrazek Obrazek

saintpaulia

 
Posty: 3939
Od: Śro gru 14, 2011 17:53
Lokalizacja: warszawa-bielany

Post » Pon sty 07, 2013 21:31 Re: Nadbużańskie koty - bar na kółkach - str. 7

Klara dziczy, syczy i kładzie uszy i robi groźne oczy. I bestia silna jest, ciężko utrzymać. A ja jej muszę od jutra przez cztery dni zastrzyki robić . . .

Są gorsze rzeczy od grzybicy, to pewne. Jest po prostu uciążliwa, bo wymaga systematyczności i konsekwencji. I cierpliwości. I higieny. Dużo tych ,,i" . . .

Tak, odporność to podstawa. Ja myślę, że Klarze puściła po leczeniu, które miała z racji zapalenia płuc. To ją osłabiło. To i ropomacicze. Ostatnio właśnie się zastanawiałam, że taka markotna się zrobiła, a ją już ropomacicze niszczyło od środka.

Ale w cud oswojenia Klary nie uwierzę. Trzeba ją zobaczyć w akcji.

Roman pięknieje. Aparat mi szwankuje, a narobiłbym mu zdjęć. No cóż, jak naprawię, czy zadobędę skądś inny, to porobię. Będzie większy efekt po dłuższym czasie.
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Pon sty 07, 2013 21:38 Re: Nadbużańskie koty - bar na kółkach - str. 7

OK. Czyli Klara nie oswajalna. To nie zazdroszczę walki z zastrzykami. Mnie zastrzykowanie Gajki nie napawało optymizmem.
Jesteś niesamowita!
Obrazek Obrazek

saintpaulia

 
Posty: 3939
Od: Śro gru 14, 2011 17:53
Lokalizacja: warszawa-bielany

Post » Pon sty 07, 2013 21:44 Re: Nadbużańskie koty - bar na kółkach - str. 7

Odnośnie grzybka jeszcze, to pamiętam ważną uwagę pani doktor, żeby szczególną uwagę zwrócić przy kąpieli psa, żeby kąpać w rękawicach bo łatwiej wtedy o przejście grzybka na człowieka. Stosowaliśmy się do jej zaleceń ale i tak każdorazowo potem odkażaliśmy ręce Octeniseptem.
Obrazek

Iwlajn

 
Posty: 515
Od: Śro paź 21, 2009 19:35

Post » Pon sty 07, 2013 21:53 Re: Nadbużańskie koty - bar na kółkach - str. 7

A ja dziś mam niesamowity dzień, mimo złych wiadomości i nieciekawych prognoz co do stanu zdrowia moich tymczasów. Okazało się, że mam wokół siebie ludzi, na których bezinteresowną pomoc mogę liczyć. Właśnie teraz, gdy bardzo jej potrzebowałam, by wydostać się z bardzo trudnej sytuacji. Zarówno obciążającej mnie psychicznie jak i materialnie. W obliczu choroby tymczasów, gdy zaistniał ogromny problem z rozmieszczeniem ich tak by nie zarażały się od siebie grzybem, bardzo pomogła mi Saintpaulia i Iwlajn. Ilonka dziękuję Ci za zaoferowanie opieki nad Neską i Ciapkiem. Dzięki temu łatwiej ogarnę pozostałe koty. Iwlajn, dziękuję Ci za ogromny prezent, który mi dziś zrobiłaś. Ogromy nie tylko, z faktu wydatku, ale i gabarytowo. Dziękuję Ci wraz z kotami za klatkę dla nich.
Dziewczyny jesteście wspaniałe. Łatwiej jest robić to co się robi, gdy ma się takie osoby wokół siebie.
Dziękuję
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Pon sty 07, 2013 21:55 Re: Nadbużańskie koty - bar na kółkach - str. 7

Iwlajn pisze:Odnośnie grzybka jeszcze, to pamiętam ważną uwagę pani doktor, żeby szczególną uwagę zwrócić przy kąpieli psa, żeby kąpać w rękawicach bo łatwiej wtedy o przejście grzybka na człowieka. Stosowaliśmy się do jej zaleceń ale i tak każdorazowo potem odkażaliśmy ręce Octeniseptem.

Stanowczo Klary nie da się kąpać, bo już rąk nie musiałbym smarować niczym, odgryzłaby mi je . . .

Ale tak, właśnie czytałam na wątku o grzybicy, żeby wilgotnymi rękoma nie dotykać chorego kota, bo grzyb dużo łatwiej się przenosi w wilgotnym środowisku.
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Pon sty 07, 2013 22:54 Re: Nadbużańskie koty - bar na kółkach - str. 7

Bardzo się cieszę, że choć w taki sposób mogę pomóc Tobie, Marto. Wiem, że się powtarzam ale to, co robisz jest naprawdę niesamowite. Fajnie, że to się tak kręci, że zawsze znajdzie się jakieś wyjście, nawet z trudnej sytuacji. Super, że Ilonka przejmie dwójkę tymczasków, w sumie dom dla Wikolków w tym momencie spadł jakby z nieba.
Super, super, super. Dziś był naprawdę dobry dzień.
Obrazek

Iwlajn

 
Posty: 515
Od: Śro paź 21, 2009 19:35

Post » Pon sty 07, 2013 23:17 Re: Nadbużańskie koty - bar na kółkach - str. 7

I do tego olśniło mnie. Aparat z trudem robi zdjęcia, ale robi. Przestał tylko kontaktować się z laptopem. Blokada. Więc w końcu olśniło mnie, że mam w domu czytnik kart. Eureka. Udało mi się wrzucić fotki. Mogę działać dalej.

A więc tak prezentuje się Roman ze swoim rudym noskiem:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Wto sty 08, 2013 6:47 Re: Nadbużańskie koty - bar na kółkach - str. 7

Marta, jak Ty to wszystko ogarniasz? 8O
Nowy bazarek viewtopic.php?f=20&t=217527 Zapraszam

ewar

 
Posty: 56125
Od: Wto lis 06, 2007 20:17
Lokalizacja: Stalowa Wola

Post » Wto sty 08, 2013 18:09 Re: Nadbużańskie koty - bar na kółkach - str. 7

ewar pisze:Marta, jak Ty to wszystko ogarniasz? 8O

Chyba siłą rozpędu

Porobiło się.
Niestety z kotami pojadę dopiero w czwartek na badania. Dziś ten mój zaufany wet nie przyjmował, miał tylko rano operacje. Umówiłam się z nim na czwartek. W sumie dwa dni niczego nie zmienią. W międzyczasie pojechałam do miejscowych wetów po leki dla Klary na grzyba. Jednak na miejscu doszliśmy do wniosku, że i tak jeszcze przez trzy dni Klarcia dostaje antybiotyk, więc lepiej nie mieszać wszystkiego. Poza tym, na jutro mają sprowadzić jakiś test na grzyba. Pobiera się włosie od kota, umieszcza w tym testerze i po trzech dniach coś się hoduje albo nie. Mówią, ze wolą to sprawdzić. A może to jednak nie grzyb. Może zaburzenia hormonalne, miała przecież to ropomacicze. Nie chce mi się wierzyć w aż tak optymistyczną wersję, ale może . . .

Rano zrobiłam Klarci zastrzyk. Została zawinięta w gruby kokon w stary sweter, przygnieciona drugą para rąk i udało się. Wierzgała i parła do przodu, ale poszło.

Później pojechałam na działki na karmienie kotów. Był ten mały pingwinek, ten najbardziej chory. Ale on zawsze tam jest. Jestem stu procentowo pewna, że to brat lub siostra małej Emi. Kociak bardzo kaszle, gra mu w płucach i świszczy, a oczy zalepione. Od pewnego czasu czaję się na niego, ale on jest bardzo czujny i dziki. Wszelki próby złapania go nie powiodły się dotychczas. Aż do dzisiaj.
Gdy koty zajęły się jedzeniem, to ja kręciłam się w szopce. Dosypałam suchej, nalałam wody i udawała, że dalej coś tam sobie robię. Mały zmniejszył czujność i zajął się jedzeniem. Wtedy pustym wiaderkiem po suchej karmie szybko, aczkolwiek delikatnie nakryłam go. Został uwięziony. Nawet się nie szamotał. Dezorientacja. Inne koty popatrzyły z pewnym zdziwieniem i podejrzliwością, ale bez paniki. Wtedy podsunęłam pokrywkę od wiaderka pod spód i tak zaniosłam kota do samochodu. W zamkniętym samochodzie przełożyłam go do klatki.
Tak, specyficzny sposób łapania, ale w licznym stadzie łapka nie zdaje rezultatów, podbierak je płoszy. A tak wszystko odbyło się humanitarnie, bezstresowo, dyskretnie. Bo ważne, żeby innych kotów nie spłoszyć.

Obrazek maluch już w domu

Prawda, że podobny do Emi? Tylko chory i zaniedbany. Zjadł już trochę.
Do wizyty u weta w czwartek jest u mnie, a później już z lekami zawiozę go do mojej koleżanki Renaty. Dostałam dziś maila, że klatka została wysłana, więc może już nawet do czwartku będzie. Bo teraz siedzi w małej klatce, ostatniej już jaką mam - po króliku.
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Wto sty 08, 2013 18:59 Re: Nadbużańskie koty - maluch na leczeniu

Rzeczywiście, podobny do Emi. Super, że udało się go złapać. On Ci chyba Marto najbardziej spędzał sen z powiek?
Romanek uroczy; zastanawia mnie tylko, czemu chore koty tak rudzieją. U niego widać, że koloryt futerka poprawia się. Czy rozmowa z właścicielem już się odbyła? Trzymam kciuki za pomyślność całej sprawy.
Obrazek

Iwlajn

 
Posty: 515
Od: Śro paź 21, 2009 19:35

Post » Wto sty 08, 2013 21:58 Re: Nadbużańskie koty - maluch na leczeniu

Faktycznie maluch bardzo do Emi podobny, oby się szybko leczył. Biedactwo.
Roman widać, że dochodzi do siebie, będzie piękny.
Obrazek Obrazek

saintpaulia

 
Posty: 3939
Od: Śro gru 14, 2011 17:53
Lokalizacja: warszawa-bielany

Post » Wto sty 08, 2013 22:10 Re: Nadbużańskie koty - maluch na leczeniu

Romana to ja już raczej nie oddam. A to dlatego, że mamy koleżanką pewne podejrzenia co się mogło stać z tym drugim kotem. W przeddzień zaginięcia karmiłam go, był chory, ale przywitał mnie z ogonem do góry i łasząc się. Nie był umierający. I nagle jak kamień w wodę.
Okazuje się, że ten pan ma obłożnie chorą żonę, do której przychodzi opiekunka, taka z gminy. Do tego czasu ten pan trzymał koty w domu, ale opiekunka powiedziała, że nie będzie przychodziła do jego żony, jeśli te koty będą trzymane w domu, bo ona nie będzie kocich kup sprzątała. Koty dostały eksmisję do komórki. Opiekunka nie cierpi kotów. Zastanawiamy się czy to ona tego najbardziej chorego kota gdzieś nie wywiozła. Ale może knujemy teorie spiskowe, może niesłusznie ją podejrzewamy, ale jednak sytuacja nie jest jasna. Nie oddam tam Romana.

Początki znajomości często są trudne i idą opornie. Tak się to stało w przypadku moim i nowo przybyłego dziś malucha do domu. Podczas próby zakropleniu mu leku do oczu ugryzł mnie w palec. Momentalnie palec mi napuchł do tego stopnia, że właśnie jestem po wizycie na pogotowiu. Dostałam zastrzyk przeciw tężcowy, wykupiłam antybiotyk i maść. Boli okropnie.
To już chyba Klarcia jest milsza . . .
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Wto sty 08, 2013 22:19 Re: Nadbużańskie koty - maluch na leczeniu

Czego to było trzeba, żeby Klarcia dostała lepszą opinię. :P Współczuję. Uważaj na palucha, z tym nie ma żartów.
Obrazek Obrazek

saintpaulia

 
Posty: 3939
Od: Śro gru 14, 2011 17:53
Lokalizacja: warszawa-bielany

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: alicat, ametyst55, Blue, elmas, Google [Bot], kasiek1510, Marmotka i 102 gości