Masakra co mnie dzisiaj spotkało...
Ide wyrzucic smieci i mialam zaraz isc na autobus i jechac do babci. Chciałam po drodze kupic sobie wode wiec przygotowałam 5 zł. Stoje przy tym kuble na smieci taki podlozny co jest z kilkoma otworami z jednej i z 2giej strony. I szukam po kieszeniach tej kasy. Nagle slysze jakies dziwne odglosy... Pierwsze co skojarzylam to zaczelam szukac jakiegos kota... W kolo smietnika. Ale nic pusto. Wsłuchuje sie dalej... Pomyslalam, ze moze kota przygniotlam smieciami - ale to wydało mi sie mało realne. Patrze worek sie rusza

mysle sobie kurde zwidy czy co moze mucha wleciala do worka czy cos... No ale dalej sie rusza... Podeszłam do grupki chłopaczków siedzieli tez z jakas laska. I prosze, ze w śmietniku jest chyba kot w worku czy mi pomoga go wyciagnac a oni - to niech zdycha

No to ladnie im "podziekowałam" i poszlam dalej obserwowac czy worek sie rusza... Szukalam tez czy cos jest długiego zebym mogla wyciagnac ale nic nie bylo. No i chłopcy sie zreflektowali, podeszli z dluga galezia mocna no i ruszamy worek. Wylała sie woda no i jeden stwierdzil, ktory byl mniej chetny do pomagania aaaa to woda i olał. No i mowie do 2giego no patrz rusza sie dalej... Wyciagamy a tam dwa SZCZENIAKI!!!!

Worek byl z woda zeby sie utoply chyba... Jeden juz nie zył... Szybko pobiegłam po weta. Chłopaki miedzedzy czasie tego jednego szczeniaczka przelozyli na cos wsumie nei wiem na co i chcieli jechac pod lecznice.
Szczeniak ogollnie wyziebiony z pepowina jeszcze - czyli dopiero co sie urodzil. Ale silny jest i ma szanse przezyc. Mialam go brac do siebie, ale chłopaczek ktory mi pomagał powiedzial, ze wezmie go do siebie. Miedzy czasie kupilam pare rzeczy dla niego aby zrobic mieszanke do jedzenia - to chcial oddawac mi kase. Podal swoj numer. Wszystkie wskazowki zapisal sobie na kartce itd itp i powiedzial, ze bedzie jutro z nim u weta. Napisal mi tez smsa, ze mały zjadl i spi... Eh...