Megana pisze:Czasem po ciemku bezpieczniej. Dawno temu, jak karmiłam piwniczne koty w bloku to chodziłam z zakonspirowanym koszyczkiem o pierwszej w nocy, by nie widziało mnie paru takich... hm, miłośników zwierząt.![]()
Uważaj na siebie, Izo.
Zdecydowanie koty wola noc. Zauwazylam jak wracam z działek, ze dopiero wtedy o ile jest dobra pogoda, koty wychodzą na luzie, zwiedzają swoje kąty,czują sie bezpieczniej i spokojnie jedzą. Gdybym nie musiała robić wielu rzeczy w ciągu dnia, gdyby tereny w których karmię nie były na pustkowiach, to z chęcia sama przestawiłabym się na tryb nocny.
W wielu miejscach niestety nie sposób karmić o tej porze, kiedy przychodze z jedzeniem. Prawdziwy dramat mam teraz w miejscu gdzie karmie bardzo wiele kotów.To ciag ulic. Mam kilka przystanków, gdzie zwykle czeka kilka sztuk. Koty wiedza o tych miejscach, czasem sie przegrupowuja, czasem jeden kot korzysta z kilku stołówek.Czasem czeka dwie stołówki blizej .A potem jeszcze leci na swoją sprawdzić.
Dramat ten zaczął sie , o tym juz pisałam, w momencie powstania drogi rowerowej.Pędzą rowery, czasem skutery, jak ktoś sie zapomni to jedzie samochodem. W miejscu gdzie droga rowerowa sasiaduje z chodnikiem, zauwazylam całe pielgrzymki ludzi, często ludzi z psami. W najspokojniejszym miejscu ,mam teraz koszmar i urwanie głowy i codziennie nerwy, jak to zrobic, aby jakiś kot sie nie wystraszył, ludzi, psa, samochodu, innego kota. Kiedy wracam z tej trasy i musze iść do miasta, jestem psychicznie zmaltretowana.
Wielu ludzi nie rozumie. Dzieci podbiegaja, chca bawic sie z kotkiem. A kotek cóż dziki to i sie ratuje i wybiega prosto na ulicę.Ostatnio w ten sposób Niedzwiadek, mało nie wpadł pod samochód. Karmie go normalnie gdzie indziej, w dość dobrym bezpiecznym miejscu. Ale on sobie wyczaił ,ze karmie jeszcze w innym i choć to miejsce wykluczone dla tak płochliwego kota, on tam idzie i koniec.Czasem zje u siebie i leci tam. No i Pani jedna zobaczyła Niedżwiadka i do niego i raczki wyciaga i tiu tiu, tiu. Niedzwiadek popatrzył jak na nawiedzoną i sru...prosto na ulicę sie ewakuować. Samochód jechał, zamknęłam oczy , bo tak mi sie cisnienie podniosło ze szok. Nie wiedziałam czy krzyczeć na babkę czy na Niedżwiadka ,ale byłam tak wkurzona ze poszłam stamtad prawie biegiem. Oczywiscie Niedżwiadkowi nic sie nie stało. Ale to klasyczny przykład na to, ze czasem koty sa bezmyślne, a mnie to kosztuje wiele zdrowia i nerwów.
Ha i żeby tego było mało, a jest naprawde pod dostatkiem. Trzeba by było przyjechać pojść ze mna w taki kurs, to by sie normalnie wszystkiego odechciało, to jeszcze w tym własnie miejscu, młodzi zrobili sobie tor wyścigowy. No i przewaznie w porze mojego karmienia, ścigaja sie samochodami. Ile to robi hałasu, dodatkowego stresu dla kotów i nie pewnosci, czy zaraz cos sie nie stanie, chyba pisać nie muszę.
Kilka dni temu własnie pisałam o Perełce. Miała naprawde wielkie szczeście, bo kierowca tak dał po hamulcach ze aż sie kurzyło. Ale taki znajdzie się jeden na ...tysiąc.
Tak czy inaczej zaginał mi w tym miejscu wiosna Duduś. A całkiem niedawno zaginął taki stary kocurek. Przyszedł wiosna do stada. Bidulek taki, ledwo chodził, widać ze juz naprawde wiele przezył. Chciałam odpaść kociaka. Zeby poznał troche radości w zyciu.No i go nie ma.Wiem ze nie miał tyle siły, zeby szybko przebiec ulice. zawsze przechodził tak powolutku.....Przychodzil,nie zawsze codziennie ale był i znikł.No i pech kolejny, bo kilka dni temu zaginęła mi w tym miejscu mama Niedzwiadka. Podejrzewam ze kotka ma kociaki. I teraz nawet nie wiem czy żyje. Codziennie była. Wiem ze musiała przejść ta ulice, chociaż gdyby poczekała 5 minut byłabym i u niej, bo w tym podwórku karmię Blusię. Blusię która też czeka na chodniku, czasem przebiega ulice. Czekać tylko aż jej dzieci sie tego samego naucza....i skończy sie to żle.