jestem - Wielka Nieobecna

Wybaczcie ma wczorajszą absencję przestawianie gratów w domu byłodość absorbujące...
Nasza późniejsza zmiana też nie naszła żadnych zbrodniarzy na gorącym uczynku. Kacola z narażeniem samochodu objechała teren dookoła i wjechałyśmy w środek tych terenów od drugiej strony. W drodze bałam się, że się gdzieś zakopiemy albo grzęzawisko w ogóle wciągnie nas i cześć pracy świtu będziemy czekały na dachu tonącego pojazdu

Nieczęsto jadąc samochodem ma sie wrażenie jakby się płynęło motorówką

Dojechałyśmy gdzie się dało, resztę drogi przebyłysmy pieszo. Pochodziłyśmy, postałyśmy, posłuchałyśmy. Cisza i spokój. Kilka kotów lękliwie wyjrzało ze swoich kryjówek - tam na szczęście łuna od marketów bije w nocy nie jest całkiem ciemno. Nikogo nie widziałyśmy i nic niepokojacego nie słyszałysmy. Ale fakt faktem tam koty były wylęknione - moze z powodu że to już noc a my się pałetałysmy nie wiedzieć po co moze z innych powodów. Tam, gdzie zajechałyśmy na początku (wybaczcie nie znam tych terenów pierwszy raz byłam któreś to tęcza a to gdzie samochody na poczatku zostawiłyśmy ?) koty były inne - wybiegały nawet nie wołane, tarzały się zachęcając do zabawy, Plamkę Kacola nawet na rece wzięła.
Ale wrażenia niesamowite - teren wygląda jak po jakiejś wojnie, no i faktycznie lepiej bez kaloszy się tam nie pchać... Dobrze że koty mają budki - przynajmniej jedno suche miejsce