elzak3 pisze:Tunisia pisze:lutra pisze:Słuchajcie, ja tak sobie myślę w kontekście schroniska i maluchów, po co są tam ci pracownicy, co oni robią, czy nie ma takich od kotów, czy nie ma dedykowanych do opieki nad maluchami, no kurka wodna
witam, co robią pracownicy w schronisku można łatwo sprawdzić np przyjść w jakiś dzień i poobserwować co to za praca, najlepiej od 7 rano do 21, wtedy będzie mniej więcej pełny obraz "nieużyteczności tych nieczułych i obojętnych ludzi", nie ma wyszczególnionych pracowników od kotów, praca jest podzielona, 7-8 pracowników na zmianie musi zająć się ok 650 psami i kilkadziesięcioma kotami w poszczególnych sektorach, sa tylko dosłownie 3 wolontariuszki, które biorą do domów ile tylko mogą, co przy liczbie średnio 5 kotów przyjmowanych dziennie i wydawanym 1 jest sprawą niełatwą (wolontariuszy jest ok 300 ale przeciez przyjemniej wyprowadza się psa raz na tydzień czy dwa, najlepiej nie pobrudzić się przy tym niż wziąść jakiś poważniejszy obowiązek na siebie). nie ma ani jednego pracownika który nie miałaby mniej niż 3-4 zwierzaki ze schroniska w domu, trzech! lekarzy wet. ma u siebie po kilka przypadków beznadziejnych, a i tak kilka kotów jest w bardzo, bardzo beznadziejnym stanie - naprawdę serce się kraje jak do nich przychodzę, co dwa dni jest już o kilka kotów więcej a które którymi się opiekowałam odchodzą - może macie na to jakis super sposób?? nie przyjmować? na dom czeka ponad 50 kotów "adopcyjnych, część ma kk, większość jeśli nie wszytskie bardzo źle znosi azyl psychicznie i od tego się zaczyna, wszytskie czekają na domy, sa spragnione człowieka, nie mogą się odlepić jak się od nich wychodzi, niektóre jakby wiedziałały że juz jutro się nie spotkamy bo będą w lepszym swiecie, mi np jak się uda wyleczyć a poyem wyadotować któregos z kolei, bo już straciłam rachubę, to potem muszę przeprowadzać selekcję, które z nich najbardziej potrzebują dt., czekał na mnie stary kociuch z mocznicą i kalciwirozą ale musiałam zabrać ostatnio 2-3tygodniowe maleństwa do wykarmienia, 2 dni później przywieziono mi 2 kolejne , jeszcze mlodsze z kk, pojechałam po tego kota a on już umarł bo się spóżniłam o 2 dni, a nie miał kto go zabrać - nie miał kto, a dwa tyg, wczesniej miałam wybór: on albo 2 kotki z ciężkim zapaleniem płuc, jedna nie zyje, umarła u mnie w domu na moich rękach.
to trochę nie na temat i chaotycznie ale musiałam to z siebie wyrzucić bo wysiadam już psychicznie, fizycznie też, w schronisku jest masę rzeczy do zmiany, poprawy itd ale jako osoba która jest tam prawie codziennie (poza normalną pracą ) czuję się w obowiązku tłumaczyć te "szantaże emocjonalne" choć wiem ze zaraz posypią się na mnie gromy, w sumie nie wiem po co to piszę bo to bez sensu a pracownikiem schroniska nie jestem,
tak czy owak - miłego niedzielnego popołudnia
A widzisz, ile razy byłam w schronisku i chciałam pomóc przy kotach, wygłaskac, wyczesac itp to nikt mnie nie pokierował, nie pokazał gdzie sa koty. Szukałam tam zaginionej kotki- sprawdzono tylko w zeszycie, nikt nie poszedł ze mna abym obejrzała te co sa w schronisku. Wiadomo że dla mnie kotka była szara, dla pracownika który przywiózł z interwencji mogła byc bura.
A ja miałem te przyjemność jechać do schronu i to kilka razy
niestety jest tam za mała obsada Ci którzy tam pracują
na etatach i jako wolontariusze dwoją i troją się
robiąc ponad swoje siły i to nie tylko fizycznie bo ich
psychika też po pewnym czasie się załamuje
patrząc na psio koci żywot .
Moim zdaniem należy im się uznanie za ich poświecenie
przy obsadzie 8 do 10 ludzi na 500 i więcej zwierząt
nie są w stanie wszystkiego ogarnąć mają prawo do jakiegoś przeoczenia
Proponuje najpierw jechać zobaczyć porozmawiać a
następnie wydawać osąd . Ja też miałem podobne zdanie kiedyś
ale kiedy zetknąłem się z rzeczywistością stwierdzam że
należy się im wielkie uznanie i szacunek .
Miałem okazje wejść do boksu i serce się kruszy
kiedy na ręce pcha się osiem kotów i każdy chce być głaskany ,
miałcząc żeby go zabrać .Trzeba tam być i zobaczyć
oczka wpatrzone w ciebie z błagalną prośbą – weź mnie .