Adoptowałam w maju-2 dni po moich urodzinach

Zrobiła się okropnie przytulasta, nie można było się od niej opędzić.
Mgiełka była z nami 2 mies, zmarła w wielkim cierpieniu, straciła władzę w tylnych łapach, atakowała nas, popuszczały jej zwieracze...Widać było, że cierpi, nie wie co się z nią dzieje i ja zawsze zareagowała agresją...
Popędziliśmy do weta, po USG wszystko było jasne: miała skrzep w serduszku, odrywały się jego fragmenty i zamykały jej naczynia krwionośne stąd paraliż. Zostawiłam ją na noc pod kroplówką, ledwo dojechałam do domu a już dzwonili, że kotek nie żyje.A wcześniej to normalny kot był... Jadła, spała, bawiła się, myła.Jedyne co ja różniło od innych bylo zamglone oczko po przebytym KK. Po sekcji podejrzewano FIP z powodu płynu w otrzewnej.
Posprzątałam dom, wyszorowałam wszystko, bo bałam się zarazić innego kota ...
Po dwóch tygodniach pojechałam po Tajgera. Wypatrzyłam go na jakiejś stronie, może tu, może na jakiejś stronie o adopcjach, nie pamiętam, zastanawiałam się jeszcze... Nie da się kogoś pokochać na podstawie zdjęcia, nie wiadomo jak sie sprawy ułożą póki sie tego kogoś nie spotka. U Mar było wtedy 6 tymczasów-do wyboru do koloru, ale mi podobał się właśnie on.
Mar uprzedzała, że Tygrynio jest nieswój,że wrócił z adopcji, nie chcieli go, chował się i troszkę obawiał ludzi, przecież dopiero go odtrącili...
Usiadłam żeby wypić herbatę, koty Mar mnie obsiadły, każdy chciał żeby go pogłaskać, popieścić a Tajger ?? Wskoczył mi na kolana i zasnął. Jak u siebie...
I tak zostałam jego Dużą. Na szczęśliwe pół roku... A potem cierpiał a ja nic nie mogłam zrobić...
Nie mogę mieć kota, one mnie chcą, ja je chcę, ale los nie chce żebym miała kot a kot miał mnie...