» Śro cze 11, 2008 9:15
Opisze wam historie jej adopcji.
Okrusia poczatkiem pazdziernika zostala znaleziona na jednym z kielckich parkingow, bawila sie listeczkiem....
Miala chore oczka, swierzbowca usznego. W zwiazku z moja wizyta u dr. Garncarza, poproszono mnie zebym i Okrusie zabrala ze soba do Warszawy.
Wizyte mialysmy 6 listopada i od tego mniej wiecej momentu Okrusia byla u mnie tymczasowo.
Wlasciwie nie ja znalazlam ten dom, inne osoby pilotowaly jej adopcje, pozniej dostalam informacje ze jest sprawdzony domek w Czeladzi, dostalam numer telefonu, mialam sie tylko umowic na transport
oczywiscie Ci ludzie nie mogli po nia przyjechac, szukalam wiec okazji by ja zawiezc
jej przyszla opiekunka telefonicznie sparwiala wrazenie normalnej, kochajacej zwierzeta osoby, opowiadala o suni z chora lapka ktora juz kilka lat wczesniej adoptowala ze schroniska itp
dzwonila czesto zapytac jak z transportem
w koncu nadarzyla sie okazja, pojechalam
chociaz serce mi pekalo, tak trudno mi sie bylo rozstac, byla taka kochana..
i jakbym czula ze to jest zle, ze nie powinnam
nie pisalam nigdy o tym, ale w zwiazku z adopcja Okrusi toczyly sie rozmowy by pomoc im w zaszczepieniu ich pozostalych dwoch kotow, bo Okrusia miala przyjechac jako kotka po kk, i sie tego bano. Najpierw szczepionki mialy byc wyslane poczta, ale stwierdzono ze lepiej dac im kase. Kasa na czas nie doszla wiec ja przy adopcji Okrusi dawalam im 120zl (dwie szczepionki po 60zl)! jest to zapisane w uwagach umowy adopcyjnej.
Nie uwazalam tego za stosowne, ale nie ja umawialam sie na taki uklad.
Podczas rozmowy z tymi ludzmi, powiedzialam ze to tylko dwie szczepionki, a co ze szczepieniem Okrusi? niech wiec zrobia z tego 3, kupia tansze felovaxy.
Czy koty zostaly zaszczepione, to znak zapytania?
w grudniu okazalo sie ze Migosia, ktora z nia u mnie tymczasowala, jest nosicielka FeLV, poinformowalam ich o tym, poprosilam, by zrobili testy Okrusi. U mnie wszystkie pozostale koty mialy je przeprowadzone, wszystkie byly negatywy.
Umowilam sie na pierwsza wizyte poadopcyjna, odmowiono mi (mam zachowane smsy), pozniej byly swieta, w styczniu, kolejny raz mi odmowiono, w sumie trzykrotnie.
W polowie stycznia wyjechalam z Polski, wrocilam w polowie marca i wtedy niezwlocznie podjelam proby kontaktu. Udalo sie!
Wtedy zastalam u nich dwa kolejne, swiezo adoptowane zwierzeta, niewidomego psa Wondera i strachliwa sunie z Krzyczek.
Bylam porazona iloscia, 3 psy i 3 koty, to naprawde duzo, uwazalam ze nie maja na to warunkow.
Zwierzeta byly zapchlone.
Stad moja ogromna rozpacz, mam ogromny zal do siebie, ze jej wtedy nie zabralam.
Pytanie czy by mi ja wydali, ale jakims sprytnym manewrem moglam ja wykrasc. Zaczelam nawet knuc spisek, ale nie zdazylam go zrealizowac. Ja od marca chcialam ja wykrasc.
ktos powie na co czekalas?
Ludzie ktorzy mnie znaja wiedza z jakim osobistym dramatem sie borykam od marca, nie mialam niestety mozliwosci zorganizowania wszystkiego w tym czasie, zdrowie/zycie najblizszej osoby jest priorytetem.
W srode 28maja poznym wieczorem dostalam telefon: "Okrusia spala w szufladzie, jak ja wyciagalam zauwazylam ze ma biale usta, nie miala takich wczesniej..." przepraszala ze dzwoni, dlugo sie wahala czy tak zrobic.
Nadarzyla sie okazja by ja wykrasc, pod pretekstem badan i leczenia.
Zgodzili sie bez problemow ja "pozyczyc".
Na drugi dzien prosto z Onkologii z Gliwic pojechalam po kicie.
Reszte znacie..
To cala historia.
I straszliwy bol, ze moglam temu zapobiec.
Pamiętam
Migosiu, Okruszko, Masieńko, Maurycy, Sasza [']
Moja Paciunia ['] 