U mnie dwie rekonwalescentki posterylkowe. "Genowefowa" biała dziczka z czarnymi plamkami i listkiem na nosie w klatce wystawowej.
I... Szylkretka, którą złapała annskr.
EWIDENTNIE DOMOWA PROLUDZKA KOTKA - NAJPRAWDOPODOBNIEJ WYRZUCONA - W CIĄZY...
Płakać mi się chce, jak o tym pomyślę... I myślę również: "Ktoś tym ludziom musiał dać kota. Na pewno bez umowy adopcyjnej, rozmów o kastracji itp". Ot, zażyczyli sobie malenkiego kociaczka, o cudnym szylkretowym umaszczeniu. Może kupili ją na allegro? Bo kotka ma naprawdę cudne umaszczenie. Kociaczek podrósł, zaczął być kłopotliwą, dorosłą kotką...
Historia jakich wiele.
Patrzę na tę młodziutką szylkretkę i myślę sobie:
Mój Boże co za cudo!
Oswojona, miziasta, gadająca.
Jutro wstawię foty, obiecuję.
Dziś przez cały wieczór noszę ją na rękach, a ona się do mnie przytula, jakby znała mnie całe życie.
Jest kilka godzin po zabiegu, próbuje chodzić, zatacza się w kaftaniku posterylkowym, strasznie chce być blisko czlowieka. Biedne słoneczko...
Trochę fuczy na inne koty, pomimo że ledwo trzymała się na łapkach, wydała diabelskie dzwięki na widok Muszki, a później ofuczała genowefową dziczkę w klatce. Mam nadzieję, ze to chwilowe, z reguły wszyscy 'nowi' zachowują się powściągliwie.
Prosimy o kciuki - i pomoc w szukaniu Domu dla pięknej, ok. 1 rocznej szykretki. Mam już nawet dla niej imię: Lucynka.
