rano pojechalam, by zobaczyc te trzy malenkie kotki z kk i dowiezc zwirek, ktorego ciagle brakuje (kotki zalatwiaja sie do kuwet z wiorami papierowymi, takimi ze zniszczarki)
na miejscu okazalo sie ze z trojki przezyly dwa

oto kotki:



z jednym-tym ze spuszczona glowka jest bardzo zle

Kotki podlozono mamce schroniskowej, ktora karmila poprzednie dwa kociaczki, z ktorych jednego udalo mi sie uratowac. Mamka ponoc na poczatku ich nie chciala, ale w koncu zaczela je karmic. Troszke mie to uspokoilo...
Ok 14tej bylam jeszcze raz w schronie, kotka weszla do kociat, dwa malce od razu sie przyssaly, pily bardzo lapczywie, po chwili zobaczylam krew na lapkach jednego... i wtedy zobaczylam ze kocia mama krwawi...

Natychmiast zabralam jej malce, popatrzylam na brzuch, rane trudno bylo dojrzec, brzuszek zakrwawiony, dwa gruczoly zgrubiale.
Zapytalam czy mozna ja do weta wziac, zgodzili sie. Schroniskowy wet swoj prywatny gabinet mial czynny od 15:00 mialam 40 min do otwarcia,
zadzwonilam-byl w terenie nie mogl szybko dojechac, kotke mialam w samochodzie wiec pojechalam do innego. Wet przemyl jej rane, okazala sie wilekosci monety 5zl! spryskal aluminiowym opatrunkiem (chwile pozniej doszczetnie wylizala!), dostala antybiotyk podskornie.
Zawiozlam ja do schronu, poprosilam o izolacje.
Weci powiedzieli ze ona nie jest mloda, wiele, wiele razy rodzila, trzeba
ja sterylizowac, ma najprawdopodobniej gruczolaki, ktore trzeba usunac
przy sterylce.
Wracajac ze schronu wstapilam do gabinetu weta schroniskowego, nie bylo go, przyjela mnie inna wetka z nim pracujaca. Przekazalam wszystko o kociej mamie, poprosilam o jej sterylke i usuniecie gruczolakow. Jutro ponoc ten wet ma byc w schronie.
Zadzwonie do niego na komorke i jeszcze raz osobiscie poprosze o sterylke kociej mamy, oraz jeszcze jednej kotki-trikolorki, ktora jest w poczatku ciazy...................
****************
a ponizej zdjecia czarno bialego malca, ktory byl nowym nabytkiem schronu


ponoc przyniesiony wczoraj, zdjecia zrobilam mu rano.
Po wyjsciu ze schronu, jakas godzine pozniej zadzwonili do mnie ze schroniska i prezkazali by domku mu nie szukac, ze po malca
przyszla kobieta, ktora go przyniosla. Ponoc przyszla i powiedziala, ze go
zabiera, "bo jakos tak pusto bez niego" (?)
sama nie wiem czy sie z tego cieszyc czy nie, planowalam szukac mu domu, dobrego domu
kotek mial posklejana dupke od robali, ta osoba pewnie go nie odrobaczy, skoro nie zrobila tego do tej pory
szkoda malca...

ciagle mysle nad tymi maluszkami z kk, do kliniki nie bardzo je chca przyjac, ze tak male, nie jedzace sa problemem (!), ze trzeba je karmic, a oni maja nawal roboty. Wiem ze to kwestia dni i one odejda, nie daje mi to spokoju. Jak je ratowac? kto moze je wziac?
prosze o pomoc dla nich