Po pracy chwyciłam w dłoń transporter i tramwajką ruszyłam na Czyżyny. Jak wsiadałam do 4-ki to pogoda była niezła. Myślałam sobie: "fajnie, może to dzień złapania Burej". Jak dojeżdżałam do celu to już nieśmiało kropiło. Pod blokiem cisza, zero kotów, ogródki jakby bardziej zarośnięte. Obeszłam okolicę - ani pół ogona nie zobaczyłam. Czasu miałam sporo, więc nie traciłam zapału. Zadzwoniłam do pani K. Rozmowa telefoniczna skończyła się długą pogadanką na klatce schodowej. Za drzwiami woda lała się z nieba strumieniami. Po jakiejś godzince przestało. Pani pobiegła do domu po karmę (dostała z TOZu suche jedzonko ale twierdzi, że jej podblokowe tego nie ruszą więc mi dała - jakieś czeskie cudo - może ktoś potrzebuje dla bezdomniaczków, bo ja jeszcze pod blokiem nikogo z kocim ogonem nie zlokalizowałam

). W tym czasie przybiegła Bura. Mi adrenalina podskoczyła. Wyciągnęłam puszkę rybnej Sheby ale panna ma teraz inny cel. Tym celem był czarny pełnojajeczny wymoczek na balkonie. Takie to byle jakie (nie wygląda dobrze i trzecie powieki ma na oczkach) a panna daje się łapać na jego wątpliwe wdzięki. Kotka nie podeszła do nas. Kręciła tylko kuperkiem, wyginała się, ocierała o wszystko i sprawdzała czy kawaler nie zniknął przypadkiem. On też nie spuszczał jej z oczu. Jak na moje oko to panna ma ruję. Potem znowu zaczęło lać i klapa totalna. Pani nie rozłoży klatki-łapki w deszczu, bo nie da rady jej pilnować. Klatka jest metalowa i mogłaby się komuś spodobać (pewnie na flaszkę prostego wina można by ja zamienić). Forumowicze módlcie się o słońce, bo Burą trzeba złapać. Widziałam blizny na rękach pani K (masakra

) i w ręce tej burej cholery nawet w rękawicach nie podejmę się łapać. Druga mamusia (biało-czarna kuśtyczka) jest podobno już bardzo chuda. Ma gdzieś małe, które raczej przy takiej pogodzie i osłabionej mamie mają małe szanse przeżyć. Pani już kilka razy próbowała je wyśledzić. Krówka to mama zabitej przez amstaffa Oli. Jeśli to ona niesie "długowłose" geny to kociaki mogą być cudne. Pani przyglądała się kulawej łapce i sądzi, że to może być śrut. Pod tym blokiem już dwa koty zginęły zastrzelone. Trzeba będzie i tą rodzinką się zająć ale teraz małe mają chyba około miesiąca. Pani nie ustaje w szukaniu (teraz jeszcze ze względu na Olę) i łapaniu Burej. Oby się to udało.
Wróciłam do domu lekko mokra i mało zawału nie dostałam jak zobaczyłam miskę Zenka. Moja "mądra" młodsza siostra wsypała mu Purinę kitten z kurczaka (jest skrajnie uczulony). Kotu na szczęście nie smakowało i zjadł malutko. Wpadłam w histerię. Mam nadzieję, że cyklosporyna, którą teraz bierze, złagodzi reakcję (rano jeszcze było OK). Jestem niemal pewna, że w kuwecie będzie katastrofa

. Ale się rozpisałam

.