
Rok temu, 2 listopada, po zmroku przyjechała z osiedlowego śmietnika, jako chudy, kaszlący, wymęczony kociakami wypłosz. Dzisiaj jest piękną, mądrą kocicą o dominującym charakterze.
A ja mam takie głębokie przekonanie, że to Kiciaty wraz z Kotem P. postawiły ją na naszej drodze.
Przetrwaliśmy razem dokocenie, mozolne próby znalezienia przyczyny kaszlu, leczenie, "rozrywkowe" rujki ze znaczeniem po ścianach, stresy okołosterylkowe.
Przetrwaliśmy najazd Hunów, czyli piątkę szalonych tymczasowych Burasiąt.
W trakcie okazało się, że Myśka - niegdyś matka-kotka, dzieci lubi... ale dopiero jak podrosną.

Lubi za to Niuńka i ma do niego świętą cierpliwość, chociaż maluch jak to maluch - skacze na głowę, zaczepia w kuwecie, gryzie w ogon.
A najbardziej ze wszystkiego lubi spać i wygrzewać się w słoneczku. I pewnie dlatego znowu zaczęła się wylizywać, bo słoneczka coraz mniej. A lampka to jednak nie to samo...