» Czw cze 15, 2006 14:29
Byłam u weta z Kasjo. Dostała najlepsze leki, antybiotyk na tydzień. Podjęliśmy decyzję, że wraca ze mną do domu. W razie pogorszenia jej stanu mam gnać od razu z powrotem. Wczoraj nie miała apetytu. Dałam jej karmę - nic. Ulubioną puszkę - nic. Zdesperowana dałam saszetkę walthama - nic. Tylko na moje błaganie zlizała trochę galaretki. Wczoraj cały dzień szukała Niagary i Daphne po całym mieszkaniu. A dziś rano na jej posłanku krwista biegunka. Jak wyjęte z koszmaru.
Niagara i Daphne bez zmian. Całą noc biegunki i wymioty. Ich stan nie poprawia się ale też nie pogarsza. Walczą.
Dziękuję Wam. Za wsparcie finansowe na walkę z panleukopenią. Za Waszą obecność, którą tak wyraźnie odczuwam. Szczególnie dziękuję Atce. Jesteśmy wszyscy poruszeni Twoim gestem; tym, że adoptowałaś wirtualnie Opala już zza Tęczowego Mostu. Mam dla Ciebie tylko garść wspomnień o nim. Syczał i próbował mnie ugryźć swoim maleńkim pyszkiem gdy wyciągałam go zza belki. Pacał ze złości i strachu łapką a ja ze śmiechem całowałam jego pyszczek myśląc, że będzie miał dzięki nam lepsze życie. Był puchatą, burą kulką z błękitnymi oczkami i podniesionym zadziornie ogonkiem. Dwa małe skarby - Opal i Szafir, które los nam ukradł.
Koty dostają wszystko, co najlepsze. Najlepsze leki, najlepsze jedzenie, całych nas. Nie oszczędzamy pieniędzy, czasu ani wiary. Dajemy wszystko, co mamy. Być może dane mi będzie napisać za kilka długich dni, że wszystko to nie było na próżno; że ściągneliśmy koty z Tęczowego Mostu, bo tak mocno trzymaliśmy je za ogony, że nie mogły go przekroczyć.